PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31849}

Cienie

Shadows
6,8 1 673
oceny
6,8 10 1 1673
6,8 12
ocen krytyków
Cienie
powrót do forum filmu Cienie

7/10 

ocenił(a) film na 7

dobre kino niezależne, w podobnym stylu operują dziś Jim Jarmusch czy choćby Woody Allen; przyjemna opowieść nieopowiadająca z pozoru o niczym szczególnym, jednak przyjemnie poprowadzona; nieźle się ogląda, dobre dialogi, wiarygodna gra aktorska
Pierwsze spotkanie z Cassavetesem na plus
Moja ocena: 7/10

ocenił(a) film na 3
Pauleta

Zgodziłbym się... gdybym mógł :). Może się nie znam, ale nie przypominam sobie filmu Woody'ego Allena, który byłby pozbawiony fabuły. Również większość znanych mi filmów Jarmuscha to opowieści -- czasem kolaże niepowiązanych fabuł, ale zwykle jakieś zdarzenia się tam pojawiają. Wyjątkiem może jest "Kawa i papierosy" -- i, oczywiście, może coś, czego nie oglądałem :).
Lubię filmy, w których "nic się nie dzieje". Lubię filmy oparte na dialogach. Lubię nieszablonowość, a nawet eksperyment (choć za tym ostatnim nie przepadam jakoś szczególnie -- chyba że naprawdę służy ciekawemu oddaniu treści).
Dla mnie problem z tym filmem Cassavetesa polegał nie na tym, że był "dziwny", albo że był "o niczym", lecz sprowadzał się do tego, że postaci w nim występujące były po prostu strasznie nudne, płytkie i pozbawione w swoich osobowościach czegokolwiek wartego uwagi. Już chyba ciekawiej byłoby obejrzeć cinema verite o nowojorskim kloszardzie.
Kim są ci ludzie? Lelia: marzy o karierze pisarskiej, ale sama nic jeszcze w życiu nie przeżyła -- pierwsza noc spędzona z mężczyzną dostarcza jej bólu i rozczarowania, których w ogóle się nie spodziewała (a przecież o doznaniach tych, w mniej lub bardziej zawoalowanej formie, literatura mówi od wieków); nie wie też, czego oczekuje w miłości, ani kogo właściwie dla siebie szuka; pod względem intelektualnym jest popychlem bez własnych przemyśleń; w życiu jest kapryśnicą pozującą na damę; jest wcieleniem pozerstwa i powierzchowności w wydaniu lekko aroganckim.
Jej bracia są właściwie postaciami drugoplanowymi. Hugh jest poczciwy i ludzki, ale jego postać sprowadza się do dwóch aspektów: (1) troskliwy, opiekuńczy brat, spoiwo rodzeństwa, oraz (2) człowiek żyjący mrzonką szans na choćby skromną karierę w showbiznesie.
No i jest jeszcze Ben, który jest po prostu zagubiony (pewnie dlatego, że nie czuje się ani czarny ani biały) i z tego wszystkiego szwęda się po mieście ze swoimi tępawymi kumplami, przysiada się w kawiarniach do stolików nieznajomych dziewczyn, no i w końcu, razem z kumplami dostaje, poniekąd zasłużenie, po twarzy.
Nie twierdzę, że film jest do niczego. Możliwe, że to ja nie byłem w stanie odczytać jakichś jego ukrytych treści, doszukać się warstw niewidocznych dla widza mojego pokroju.
Z rzeczy, które mnie udało się odczytać, wymieniłbym przede wszystkim problem rasowy. O zagubieniu Bena, jakby rozdartego między dwiema tożsamościami rasowymi, już wspomniałem. Hugh może tu reprezentować Czarnego -- którego niby się nie dyskryminuje, ale któremu to inni wyznaczają rolę i ustalają mu pułap zawodowy, do którego może aspirować. Biała Lelia ma pełną swobodę i otwarte drzwi do wszelkich ról społecznych dostępnych kobiecie, ale tylko do czasu, gdy nie wyjdzie na jaw jej pochodzenie. Dlatego czuje się "Czarna", może nawet bardziej boleśnie niż Hugh -- i może dlatego tak się szarpie bez celu.
Drugi wątek, który mógłbym wyodrębnić to chyba ogólna bezcelowość, chaos i alienacja. Pozoranctwo, powierzchowność, stroszenie się, mizdrzenie i mądrzenie. Może ma ten film być krytyką pustyni wartości i celów, jaką rzekomo stał się świat współczesnej cywilizacji, a szczególnie "dżungla" wielkiego miasta.
Problem w tym, że jeśli jego przekaz miałby się sprowadzać do wspomnianych dwóch tematów, to dla dzisiejszego widza nie ma tu wiele do zobaczenia, bo i stan rzeczy trochę się zmienił i tematy te były wałkowane wielokrotnie w późniejszych filmach -- właściwie zawsze w sposób nieporównanie bardziej dogłębny i wyrazisty.
Jako eksperyment w dziedzinie improwizacji, film może jest nowatorski, ale efekt końcowy jest raczej bardzo mizerny: cała improwizacja sprowadza się do tego, że dialogi są pod każdym względem miałkie, a gesty oraz czyny chaotyczne i "na siłę". Sposób realizacji ujęć i nagrania dźwiękowego sprawił zaś to, że aktorzy bynajmniej nie toczą rozmów w normalnym rytmie konwersacyjnym, lecz raczej deklamują te swoje wymuszone frazesy w sposób do złudzenia przypominający dawne programy telewizyjne i nagrania audio do nauki języków obcych.
Całość jest połączeniem teatralnej sztuczności z pozorowanym realizmem. W tym filmie brakuje głównych rzeczy, jakich zwykle spodziewamy się po filmowym sensie: postaci, fabuły, emocji, przekonującego obrazu jakiejś rzeczywistości (prawdziwej bądź fantastycznej). Pozostaje sam eksperyment z jakimś słabo wyczuwalnym posmaczkiem egzystencjalnym (stężenie tego ostatniego w wymowie filmu nie przekracza znacząco jego zawartości w tych kilku pseudointelektualnych rozmowach, które mają miejsce na ekranie).
Moja ocena: 3/10 (warto obejrzeć tylko jako ważną cegiełkę w historii kina)

ocenił(a) film na 9
sbbbbs

Zgodziłbym się... gdybym mógł :).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones