PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1104}

Dziecko Rosemary

Rosemary's Baby
7,7 148 805
ocen
7,7 10 1 148805
8,4 43
oceny krytyków
Dziecko Rosemary
powrót do forum filmu Dziecko Rosemary

Często można znaleźć komentarze w stylu: ten film jest tak genialny (albo jest arcydziełem), bo jest dwuznaczny: nie wiadomo czy dziecko Szatana i jego sekta są prawdą czy tylko urojeniami głównej bohaterki. Większość jest zdania, że nie ma tu żadnych urojeń, ale są też tacy, którzy przypisują większą wagę psychologicznej warstwie filmu. Osoby te niestety same popadają w swego rodzaju urojenia: po obejrzeniu Wstrętu i Lokatora uważają, że Polański musiał umieścić tutaj drugie dno, odnoszące się do choroby psychicznej. Niektórzy (np. Diana) stoją na stanowisku, że dziwne zdarzenia zachodzące wokół Rosemery są tylko niezwykłym zbiegiem okoliczności. Do tych osób nie dociera nawet końcowa scena, kiedy cała tajemnica zostaje w pełni odkryta. Jest tu ta kropka nad i, aby nie było właśnie niedopowiedzeń. Ale to do nich nie trafia. TU NIC UKRYTEGO NIE MA! Nie obchodzi mnie to, że jacyś tam krytycy doszukują się też przesłanek objawów schizofrenii czy czegoś w tym stylu, bo opieranie się kimś tylko dlatego, że jest zawodowym krytykiem jest dalekie od racjonalnego rozumowania. Bo to jest zwykła NADINTERPRETACJA.

Na to że film jest czystym horrorem, a nie delirycznymi wizjami kobiety w ciąży, wskazuje ogromna liczba argumentów, które pojawiają się właściwie od początku filmu. Po kolei:

- zbyt spokojne, wręcz groteskowo spokojne zachowanie tych dziadków, gdy dowiadują się od policji, że ich adoptowana córka popełniła samobójstwo. Żadnego wstrząśnięcia, teatralne zachowanie, a dziadek przyjmuje tę wiadomość bez żadnego zaskoczenia. (Wprawdzie tłumaczy się, że wiedział, że tak będzie, bo dziewczyna popadała w depresję co parę tygodni, ale to przecież żadna wymówka - depresja a samobójstwo to niebo a ziemia). Dodatkowo kontrastuje to z poprzednią sceną zaprzyjaźnienia się Rosemery z nią: dziewczyna nie ma żadnych oznak depresji, wygląda raczej na szczęśliwą;

- nagłe, bezprzyczynowe oślepnięcie aktora, dzięki czemu mąż Rosemery (Guy) może go zastąpić i osiągnąć większe sukcesy;

- gdy po wypiciu koktailu Rosemery mdleje, Guy zanosi ją do łóżka, i każe się wyspać. Ona mówi, że przecież mieli "zadanie", a on, że to się nie spieszy. Potem jednak gdy Rosemery śni się, że diabeł ją gwałci i budzi się, Guy przyznaje, że gdy ona była nieprzytomna, to on wykonał sam "zadanie" - bez jej zgody. Po pierwsze nagle zmienił zdanie, po drugie jak mąż mógł w ogóle coś takiego zrobić żonie?? W pewnym sensie miał ją zgwałcić.

- podejrzliwy przyjaciel (Hutch) Rosemery dostrzega, że coś jest nie tak, najpierw gubi rękawiczkę, umawia się na rozmowę z Rosemery i nagle bezprzyczynowo wpada w śpiączkę, a potem umiera;

- nowy lekarz, niby taki dobry, ale mało wrażliwy na dokuczliwe bóle ciężarnej Rosemery, które już długo się utrzymują;

- absurdalne zachowanie Guya, który ewidentnie nie chce aby Rosemery spotkała się z dr Hillem, nawet mówi, że to nieuczciwe wobec tego nowego;

- Hutch przed śmiercią chciał żeby Rosemery dostała książkę o czarownikach. Jest tam tanis, jest anagram, który Rosemery odszyfrowuje i dostaje imię i nazwisko tego dziadka Roman Casetevet. Jest synem innego czarownika. Na zdjęciach jest ten sam dom, wiek urodzenia pasuje do wieku dziadka, oczy 13-letniego syna czarownika na zdjęciu są podobne do Romana. Do Guya nie przemawiają żadne logiczne argumenty, które przedstawia Rosemery;

- Guy wyrzuca tę książkę o czarownikach, bo nie chce, żeby to czytała. Jak mąż może zrobić coś takiego żonie?

- W nowo kupionej książce o czarownikach Rosemery wyczytuje, że czary rzucone na ofiary mogły powodować rzekomo naturalne jej oślepienie, ogłuszenie, sparaliżowanie, zabicie;

- W przychodni Rosemery dowiaduje się, że ten lekarz też pachnie często tym tanisem;

- kiedy Guy z tym lekarzem zabierają przestraszoną Rosemery od Hilla, ona ucieka od nich. Kiedy ją znajdują co robią? Rzucają się na nią i wstrzykują jej jakiś uspokajacz albo usypiacz? Jakim prawem? Bo niby jest lekarzem? Napadają niewinną i bezbronną kobietę, a nie wariatkę, która atakuje ludzi albo niszczy mienie;

- ostatnia scena nie pozostawia żadnych niejasności: Rosemery wchodzi do pokoju satanistów, tam kołyska, a w niej leży małe diablątko. W tej scenie nie występuje ani jeden element świadczący, że to jakieś kolejne urojenie, halucynacja czy sen. Wszystko tu jest jednoznaczne.


Powyższe argumenty nie pozostawiają żadnych, nawet najmniejszych możliwości dopuszczenia, że oglądamy kolejną wersję Wstrętu czy Lokatora. Ale pomijając nawet zakończenie, widać ile "zbiegów okoliczności" zdarzyło się wcześniej; prawdopodobieństwo jest praktycznie zerowe. Myśląc w ten sposób żaden bandyta, który nie przyznaje się do winy, nie powinien zostać skazany przez sąd, bo przecież istnieje jakieś maciupkie prawdopodobieństwo, że to nie był on sprawcą.

Dziecko Rosemery przez swoją dosłowność ogromnie film traci na wartości. Gdyby Polański był bardziej odważny, to powieść potraktowałby tylko jako punkt wyjścia do przedstawienia własnej "poschizowanej" wersji. Zakończenie powinno pozostawić widza w niepewności czy te obrazy są tylko urojeniami lub halucynacjami czy też prawdziwymi zdarzeniami. A tak film zostaje całkowicie obdarty z tajemnicy. Reżyser poszedł na łatwiznę; film staje się płaski głównie przez niewyrafinowane zakończenie i zbyt dużą liczbę zbiegów okoliczności, nie pozwalających traktować filmu inaczej jak jednowymiarowej i pustej opowiastki o zmaganiu się wrażliwej, delikatnej kobiety w ciąży z bandą satanistów. W dodatku sam Szatan staje się realną postacią, co nie sprzyja wizerunkowi filmu.

Dlatego nie ma możliwości powiedzieć, że Dziecko Rosemery to arcydzieło. Książka to nie film i chociaż jej nie czytałem, to z tego co wiem, obraz wiernie ją przedstawia. Paradoksalnie to stanowi wielką wadę filmu. Bez roli Mii Farrow oceniłbym go na 6/10. Jednak rewelacyjna i powalająca prawdziwością w każdym ujęciu Farrow (doskonałe wyważenie wyrażania emocji) dodaje temu filmowi to coś pozytywnego, że oceniam cały film na 7/10. Nie mam zastrzeżeń, jeśli ktoś oceni film na 8, nawet na 9, ale 10 jest zwykłą przesadą.

ocenił(a) film na 7
zweistein

Psychiczne zaburzenia, paranoja, blablabla. Coś jeszcze?

lenka96

Oprócz tego że bla-bla-bla jest tylko twoje? Nie, nic więcej.

ocenił(a) film na 7
zweistein

Właśnie o to mi chodzi. Jaki jest wasz argument poza ogólnym stwierdzeniem, że jest to osoba psychicznie chora poza tym że "chorzy to ogólnie mają szajbę, diabły sobie mogą uroić, a nawet i ciążę, i mieszkanie, i męża też"? Może tacy z was racjonaliści, twardo stąpający po ziemi ludzie - dobrze. Ale nie bierzcie się w takim razie za filmy z elementami fantastycznymi, bo przecież sztuka nie może być rozrywką, nauką, metaforą, tylko musi być wszystko proste jak cep i (pozornie) wytłumaczalne na chłopski rozum.

lenka96

Jasne, opinie i interpretacje Kołodyńskiego i Polańskiego nic przecież nie ważą, prawda?
Po prostu plotą głupstwa. Proste.
A to że jeden jest uznanym krytykiem, a drugi wybitnym reżyserem filmu...? Nieistotne.

ocenił(a) film na 7
zweistein

Opinie... to właśnie tylko opinie. Ja czekam na argumentację, a wciąż jej nie dostaję.

lenka96

Tylko... Bo, rzecz jasna, ty znasz lepiej film od faceta, który go nakręcił, dobrze rozumiem? ;)
A twoje argumenty (bo nie chodzi o opinie, prawda?) są dostępne i możliwe do przedyskutowania? Czy opinia, że spojrzenie racjonalne jest niewłaściwe - jest opinią, czy też argumentem?

Gordon Geko

Andrzej Kołodyński, Wywiad z wampirem:
"Okazuje się, ze możliwa jest też inna interpretacja. Rosemary jawi się jako osoba niedojrzała uczuciowo, infantylna, uciekającą przed przerastającą ją rzeczywistością w świat fantazmatów. (...) Być może mamy więc do czynienia tylko z przypadkiem histerii, patologicznym strachem przed macierzyństwem, strachem wywołującym kompleks winy".

ocenił(a) film na 7
zweistein

I znowu wracamy do mojego pierwszego komentarza? Wyraźnie napisałem:

"Nie obchodzi mnie to, że jacyś tam krytycy doszukują się też przesłanek objawów schizofrenii czy czegoś w tym stylu, bo opieranie się kimś tylko dlatego, że jest zawodowym krytykiem jest dalekie od racjonalnego rozumowania. Bo to jest zwykła NADINTERPRETACJA. "

Dlaczego ja muszę ciągle się powtarzać? Jeśli tak ma wyglądać nasza dyskusja, to lepiej ją zakończyć, bo jedynie padają z Twojej strony pustosłowia, że ktoś coś powiedział inaczej lub stawiasz na siłę tezy (hipotezy), opierając się na argumentach, które nie warunkują żadnego wniosku. Sędzią nie będziesz nigdy, matematykiem także (bo żadnego zadania nie rozwiążesz, doszukując się informacji których nie ma).

Gordon Geko

Cytując Kolodyńskiego wskazuje rzecz prosta: nie tylko Diana widzi możliwosc zobaczenia w filmie interpretacji, która ty ze wzgarda odrzucasz. Więc moze nie jest tak, ze tylko ty musisz mieć rację?

Odnośnie "pustoslowia".
Jak można traktować powaznie kogos, kto formułuje podobne zdania jak to:
"Guy wyrzuca tę książkę o czarownikach, bo nie chce, żeby to czytała. Jak mąż może zrobić coś takiego żonie?"?

"Coś takiego" albo duzo gorsze rzeczy (oszustwa, manipulacje, zdrady) robią sobie małzonkowie czesto. Nie bardzo wiem, ile trzeba miec w sobie naiwności, zeby o tym nie wiedzieć.

ocenił(a) film na 7
zweistein

Przecież to były argumenty przeciw interpretacji Diany, że wszystko albo dzieje się w głowie Rosemery, albo mamy do czynienia z przypadkiem. Diana odrzucała więc satanistów, a więc także spiskowania męża przeciw żonie. To chyba oczywiste, że w takiej sytuacji pomiędzy nią a nim nie powinno być żadnych innych problemów. Wiem, że teraz zaczniesz znowu wymyślać, że skąd ja mogę to wiedzieć, że nie było? I znowu to samo. Nie było żadnych sygnałów, że pomiędzy nimi jest coś nie tak dopóki sąsiedzi nie zaczęli wtykać swojego nosa.

Żeby nie ciągnąć znowu tego: nie ma znaczenia czy mąż spiskował przeciwsko żonie skoro ona i tak wszystko sobie uroiła. Przypominam, że siedzi w psychiatryku, w którym wszystko sobie obmyśliła.

Gordon Geko

Mylisz sie ponownie. Bo działanie męza interpretujesz (koniecznie!) w kontekscie spisku satanistów - jeśli nie ma satanistow, nie ma też "spisku". A nie widzisz rzeczy najoczywistszej ze działania męza wzgledem Rosemary można jak najbardziej tłumaczyć - poza interpretacja satanistyczną - w sposób racjonalny, opierając sie na psychologii. Czy faktycznie nie było zadnych problemów między małzonkami? Widocznie były, skoro maz postanawiał dzialac za plecami zony, poza nia i wbrew niej. I znowu: czy to takie nadzwyczajne i nietypowe, wystepujace tylko w rodzinach nawiedzanych przez Szatana? Nie, wystarczy miec orientację, jak wygladaja rozmaite relacje w małzeństwie. Ty tego nie rozumiesz, ale inni juz tak.

ocenił(a) film na 7
zweistein

To Ty nie rozumiesz jednej podstawowej sprawy: to jest tylko jeden z argumentów przeciwko Dianowskiej intepretacji. Rozumiesz co znaczy jeden z? To znaczy, że jest to pewien element, który w połączeniu z innymi argumentami - ważniejszymi - daje pełen obraz sytuacji. Oczywiste, że gdyby tylko ta jedna sytuacja wystąpiła, to nie można byłoby wyprowadzać pochopnych wniosków o prawdziwości grupy satanistycznej. (Można byłoby to potraktować jako przypadek). Ale nie była. A Ty nie dostrzegasz wszystkich elementów razem z prostej przyczyny: negujesz je. Elementy te wymieniłem po kolei - obal je, zamiast ignorować, wtedy pogadamy.

Gordon Geko

Tak - jeden, bo o jednym akurat rozmawialismy. Tak czy siak: argumentacja, ktorej użyłes - co chyba dostrzegłes? - była chybiona.

"Oczywiste, że gdyby tylko ta jedna sytuacja wystąpiła, to nie można byłoby wyprowadzać pochopnych wniosków o prawdziwości grupy satanistycznej. (Można byłoby to potraktować jako przypadek). "

A kto tu mowi o domniemanym przypadku? Tylko ty. Bo nie o przypadek tu przeciez chodzi, tylko o to, jak przedstawiono relacje w małżenstwie - przecież wątek z ksiązka jest jednym z wielu, ktory daje możliwosc widzowi obserwacji tych zależnosci. Pytanie, dlaczego maż postepuje tak wobec żony? I czy tylko satanizm tłumaczy jego zachowanie?

Zadanie "obalania", które przede mną stawiasz:
znowu nie rozumiesz. Nie musze niczego obalac, jesli przyjmę racjonalistryczna interpretacje wydarzeń. Wówczas to wszystko, co zdaje sie być mrocznym spiskiem satanistow otrzyma odmienna wykladnię.

ocenił(a) film na 7
zweistein

"Tak czy siak: argumentacja, ktorej użyłes - co chyba dostrzegłes? - była chybiona. "

Nie była absolutnie chybiona. Fakty się łączy ze sobą. Wyrywasz z kontekstu jeden element całej układanki. Co było wcześniej? Ponieważ masz problem jak widzę, z łączeniem, to Ci przypomnę:

"- Hutch przed śmiercią chciał żeby Rosemery dostała książkę o czarownikach. Jest tam tanis, jest anagram, który Rosemery odszyfrowuje i dostaje imię i nazwisko tego dziadka Roman Casetevet. Jest synem innego czarownika. Na zdjęciach jest ten sam dom, wiek urodzenia pasuje do wieku dziadka, oczy 13-letniego syna czarownika na zdjęciu są podobne do Romana. Do Guya nie przemawiają żadne logiczne argumenty, które przedstawia Rosemery."

To się łączy z kolejnym zdarzeniem, mianowicie wyrzuceniem książki przez Guya. Czy Rosemery była aż tak nienormalna w swoim zachowaniu przez książkę? Nie. Była poddenerwowana, mocno pobudzona, ale była szczera wobec męża, który nie wykazał żadnego zainteresowania ani zrozumienia. Jedynie co zrobił, to wyrzucił książkę, tłumacząc się, że ona źle działa na nią psychicznie. Jeśli Ty uznajesz zachowanie takiego gościa za zupełnie normalne i oczywiste, to gratuluję Ci rodziny, na której możesz polegać.

"A kto tu mowi o domniemanym przypadku? Tylko ty. Bo nie o przypadek tu przeciez chodzi, tylko o to, jak przedstawiono relacje w małżenstwie - przecież wątek z ksiązka jest jednym z wielu, ktory daje możliwosc widzowi obserwacji tych zależnosci. Pytanie, dlaczego maż postepuje tak wobec żony? I czy tylko satanizm tłumaczy jego zachowanie?"

I znowu kolejnej rzeczy nie rozumiesz. Wszystko by się zgadzało co piszesz, gdyby reżyser poszedł swoją drogą a nie kręcił książki. Ich relacje małżeńskie mogłyby zostać odpowiednio skomplikowane, ale nie zostały - i w tym rzecz. Cała psychologiczna warstwa jest prosta, jak w przeciętnym kryminale. Nie możesz się więc odwoływać do takich tłumaczeń. Odpowiedź brzmi: tak, tylko satanizm tłumaczy jego zachowanie. No chyba że Ty kupujesz "troskę o żonę", ja nie kupuję tego argumentu (ze względu na inne podane fakty).

"Nie musze niczego obalac, jesli przyjmę racjonalistryczna interpretacje wydarzeń. Wówczas to wszystko, co zdaje sie być mrocznym spiskiem satanistow otrzyma odmienna wykladnię."

Właśnie że musisz obalić, bo jeśli podchodzisz do interpetacji w taki absurdalny sposób, to ja podaję Ci tak samo absurdalny pomysł, że cała historyjka dzieje się tylko w głowie kobiety umieszczonej w psychiatryku.

ocenił(a) film na 7
zweistein

Tutaj są tylko ogólne stwierdzenia - ja pytam o KONKRETNE wydarzenia z filmu. Już nawet gimnazjalista wie, że nie wystarczy w rozprawce napisać o danej cesze bohatera, tylko należy ją uzasadnić konkretną sytuacją ze świata przedstawionego. Wy natomiast macie z tym problem. Na mądre głowy to się każdy powoływać umie, sęk w tym, że tytuł czy pozycja nie czyni z człowieka nieomylnego guru.

lenka96

Jacy "wy"? Bo ja odpowiadam tylko za siebie i za swoje słowa.
Czyli te przywołane "mądre głowy" wcale nie są mądre i tak sobie plotą 3 po 3? ;)
Konkretne argumenty i odpowiednie sceny? Mógłbym powtórzyć, ale może wystarczy uważnie przeczytać dyskusję (chyba jednak nie gimnazjalistów):
http://www.filmweb.pl/film/Dziecko+Rosemary-1968-1104/discussion/%22Dziecko+Rose mary%22+-+studium+schizofrenii...,730361

ocenił(a) film na 10
zweistein

W sumie to też jest dość ciekawe podejście i pasuje jako interpretacja, bo pasuje do treści całego filmu. Ciekawy jest taki, że tak to ujmę, nieudany satanizm, czyli satanizm bez szatana. Jest wiele osób, które wmawiają otoczeniu, a często i same wierzą, że coś potrafią typu czary albo że mają różne nadnaturalne umiejętności czy przeżycia, podczas gdy tak naprawdę wszystko to zmyślają. Część z tych osób zapadła już po prostu na choroby psychiczne, ale są też tacy, którzy nie są chorzy psychicznie tylko tak powiedzmy zdziwaczali. Z tymże przy takim spojrzeniu byłabym za tym, że całkowicie niechcący zdeformowali to dziecko. Bo opcja, że specjalnie musiałaby zakładać, że w ogóle udają, że wierzą w istnienie szatana. To niby też możliwe, ale trochę mało mnie przekonuje, bo zwykle tacy ludzie mocno idą w to udawanie i robienie wrażenia na innych tak że w końcu nawet jak początkowo świadomie kłamali, to często po pewnym i to niedługim nawet czasie już sami nie mają rozeznania gdzie kończy się prawda, a zaczyna zmyślana przez nich fikcja. No chyba że założymy, że ci z górki świadomie zdeformowali dziecko, by podtrzymywać wszystkich pozostałych w przekonaniu, że mają (ci z górki) moce/łączność z szatanem itd. Jeśli tak, to też by było ok.

Może jeden mankament jaki widzę, to uzyskanie odpowiednich deformacji przy pomocy pojenia czy karmienia jej czymś tam, no bo to jest jednak trochę mało realistyczne. Ale poza tym to jest nawet ciekawe, bo odnosi się do faktycznie całkiem często spotykanych zachowań w sensie podejścia do tego typu stowarzyszeń/sekt jak i tematyki.

ocenił(a) film na 4
Gordon Geko

Dla mnie ten film jest po prostu słaby albo co najwyżej przeciętny. Jest w nim cała masa niedorzeczności - po pierwsze mąż głównej bohaterki. Każdy normalny mąż, a tak go przedstawiano na początku inaczej by reagował widząc, że z żoną się coś dzieje. Jej mąż, by się tak zachowywać i ukrywać wszystko przed żoną i krzywdzić ją i dziecko (współpracując z sekciarzami) musiałby być psychopatą, a na takiego nie wyglądał.

Po drugie dr Hill - wygląda na to, że wszyscy w Nowym Yorku są wyznawcami kultu Szatana, no litości :).. Można to oczywiście tłumaczyć tym, że wziął za wariatkę główną bohaterkę, ale mimo wszystko interpretuję to, że jest niejako w zmowie i w ogóle wszyscy są w zmowie ;).

I te obsesje u Polańskiego, ten film jest gęsty od nich, ale czy każdy lubi kino pełne obsesji - niekoniecznie - i wszędzie jakieś spiskowania i knucia.. Film mógłby mieć podwójne dno, gdyby zakończenie było niejasne, a jest idiotyczne moim zdaniem.

To co jest dobre w tym filmie to ta swoista atmosfera (będąca znakiem rozpoznawczym wielu filmów Polańskiego), która mi się przez większość filmu nie podoba, bo jest gęsta, akcja praktycznie ciągle kołuje w tym samym miejscu niemal. I jest poniekąd przewidywalna, bo można mniej więcej czuć jak się dalej akcja potoczy... Dodatkowo Sekta, wszyscy zamieszani, całe miasto - WOW! :P - i wszyscy chcą dostać dziecko Rosie i zrobić z niego potomka Szatana (...).

ocenił(a) film na 4
introverder667

Dodam, że zakończenie filmu już ogląda się jak coś co niechcący stało się KOMEDIĄ :), bo jest tak idiotyczne, że aż zabawne.. Niektóre teksty z końca filmu mnie bawią albo to jak główna bohaterka Rosie mówiła coś, że zgwałcił ją nieziemski byt, a mąż mówi coś w stylu: "Dzięki Kochanie" :].

ocenił(a) film na 7
introverder667

O psychopatach mordercach ludzie najczęściej mówią: nie do wiary, przecież był to taki miły, spokojny chłopak.
Twierdzenie o tym, że całe miasto jest w zmowie to duża przesada. Przecież wybrano tylko jednego konkretnego doktora, który oczywiście, że jest w zmowie. A grupa satanistów jako sekta to taki sam wymysł co zbieranina katolików, odprawiających irracjonalne modły do nieistniejącej istoty, różniąca się może tylko większym poświęceniem jej członków.

ocenił(a) film na 4
Gordon Geko

Każdy wierzy w co uważa i uważam, że trzeba szanować czyjąś wiarę, nawet jeśli uważamy, myślimy inaczej. Brak wiary w Boga, to też pewna wiara, bo w końcu polega to też na zdaniu się na coś, czego udowodnić nie możemy. To jest subiektywne o tyle, że jest to inne dla każdego z nas.

Co do tego, że całe miasto jest w spisku to taki obraz wynika, rodzi się ze sposobu pokazania mieszkańców miasta i kamienicy, a nawet dra Hilla, bo dlaczego wezwał od razu tamtego drugiego lekarza i męża tej kobiety? I w ogóle "umył ręce", wg mnie raczej oczywistym jest, że też był w spisku i w sumie to ciężko znaleźć kogoś, kto w nim nie był w filmie ;). Oczywiście można rozumować inaczej.. Że w trosce o nią oddał ją w ręce męża i lekarza prowadzącego, ale to mi się wydaje mniej prawdopodobne. I jest tu też pewna sprzeczność? Po co w ogóle ją przyjmował u siebie, skoro potem zadzwonił do męża? Mógł to zrobić od razu.

A co do postaci męża, to po prostu mi się ta postać w ogóle nie klei, do tego kim się okazuje w filmie.

Ale ogólnie mogę to zrzucić na karb tego, że ogólnie film jest po prostu bardzo wydumany i dużo co się nie klei.

ocenił(a) film na 4
introverder667

Podsumowując - wg mnie film na tyle słaby i w sumie nudny, że nawet szkoda co się rozwodzić nad nim więcej, a zakończenie które jest śmieszne, karykaturalne podkreśla tylko brak sensownego jak dla mnie kierunku dla fabuły całego filmu.. Ot zmarnowane 2 godziny, których się nie chce tracić dodatkowo na analizę głębszą jego, bo jak dla mnie nie ma w nim żadnego podwójnego dna, by je odkrywać..

introverder667

"dr Hill - wygląda na to, że wszyscy w Nowym Yorku są wyznawcami kultu Szatana, no litości :)..."

Moim zdaniem, nietrafione. Hill ulega po prostu autorytetowi starszego kolegi, uznanego profesora.

" wg mnie raczej oczywistym jest, że też był w spisku i w sumie to ciężko znaleźć kogoś, kto w nim nie był w filmie ;). "

Mamy pokazaną w filmie grupę przyjaciół i znajomych Rosemary - żadne z nich nie jest częścią spisku - wiec twój argument jest fałszywy, bo wcale nie ciężko, tylko wręcz lekko ;)

"bo jest tak idiotyczne, że aż zabawne.. Niektóre teksty z końca filmu mnie bawią albo to jak główna bohaterka Rosie mówiła coś, że zgwałcił ją nieziemski byt, a mąż mówi coś w stylu: "Dzięki Kochanie" :]."

To przecież miało być zabawne, więc chyba ok?

ocenił(a) film na 7
introverder667

Dr Hill uznał, że Rosemary oszalała ale nie chciał żeby ciężarna kobieta wylądowała w szpitalu psychiatrycznym więc skontaktował się z jej mężem i lekarzem żeby się nią zaopiekowali i jej pilnowali. Zdecydował się przyjąć ją do siebie bo na początku nie wiedział jeszcze co jest grane. Gdyby Dr Hill był w zmowie to Rose nie musiałaby zmieniać lekarza tylko zostałaby przy nim.

ocenił(a) film na 8
Gordon Geko

A co z zegarem tykającej w tle każdej sceny z udziałem "satanistow" i samego szatana? Nikt tego nie zauważył? Takich scen bylo 3, może 4, pierwsza podczas "gwałtu", ostatnia zaś i według mnie najważniejsza, to scena końcowa. Zegar tyka cały czas w tle.

Zanim doszło do ostatniej sceny byłam przekonana, ze tykanie ma pokazywać momenty, w których rosemary jest pod wpływem czarów, rzucanych przez minnie i resztę. Po owej ostatniej scenie zmieniłam zdanie. Tykanie charakteryzuje sceny, w których daje o sobie znać jakaś choroba psychiczna głównej bohaterki.

ocenił(a) film na 7
marysia85

Bajdurzenie.

ocenił(a) film na 8
marysia85

Bajdurzenie.

ocenił(a) film na 8
AlexRener

Merytoryczne odpowiedzi

ocenił(a) film na 8
ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

- - - - SPOILER - - - -

Wyprowadzę Cię z błędu. Otóż książka napisana jest tak, że według mnie (a dokładniej: o ile pamiętam) jest możliwa tylko jedna jej interpretacja - taka, w której faktycznie istnieją sataniści chcący wykorzystać Rosemary i wszystko dzieje się naprawdę.

W przypadku filmu jednak jest inaczej - możliwe są przynajmniej dwie interpretacje, czyli jedna, w której sataniści istnieją naprawdę jak i druga interpretacja, w której wszystko jest urojeniem chorej na schizofrenię Rosemary. Przy czym wbrew temu, co założyłeś, preferowaną przez Polańskiego interpretacją była ta, że Rosemary ma schizofrenię i z tego powodu dodał pewne elementy, które w książce nie wystąpiły, mimo że ogólnie jest to wręcz zadziwiająco wierna ekranizacja. Powód tego był taki, że książka polecona Polańskiemu do zekranizowania bardzo mu się spodobała jako materiał na film. Miała odpowiednią długość, odpowiednie nasycenie akcji itd. Jednak Polański stwierdził, że nie wierzy ani w Boga, ani w szatana, więc nie jest mu na rękę pisać scenariusz, w którym miałby założyć istnienie szatana jako prawdziwe. Sądził, że przez jego prywatne poglądy nie zdołałby tego napisać tak, by wyszło wiarygodnie czy naturalnie. Zastanawiał się czy może to w jakiś sposób obejść i przyszło mu do głowy, że może nakręcić ten film tak, by widz oglądał to wszystko z punktu widzenia Rosemary chorej na schizofrenię i by istniało możliwe w postaci realnych zdarzeń (bez udziału szatana) wytłumaczenie każdego przewidzenia głównej bohaterki. Na końcu filmu widzimy oczy, które według Polańskiego są oczami kota patrzącego na Rosemary. Kota, którego oczy Rosemary widzi, w chwili przebudzenia się z sennego koszmaru. (Przez cały film jej halucynacje mieszają się z elementami rzeczywistymi, a na końcu jest jeszcze wyraźny koszmar dotyczący tych ludzi stojących wokół łóżeczka, w którym leży dziecko). To wszystko Polański opisuje w swojej autobiografii, w której wymienia wiele szczegółów i ewolucji czy źródeł pomysłów dotyczących filmów, które nakręcił.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Słabo mu to wyszło. Podobnie jak Twój komentarz, który nie odnosi się w ogóle do moich punktów.

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

Wiesz, normalna osoba zainteresowana filmem uznałaby to za ciekawe informacje. Ty natomiast się obrażasz. To jest dopiero słabe.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Nie obrażam się, nie uważam, żeby to były jakieś rewelacje.

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

Żadne rewelacje, a mimo to założyłeś cały temat, w którym w zaskakująco emocjonalny sposób usiłujesz dowieść, że osoby dostrzegające inną niż Twoja interpretacja tego filmu są niby w błędzie. Dostajesz dowód na to, że kompletnie się mylisz, ale twierdzisz, że to dla Ciebie żadna rewelacja. Stawiasz się w nieco śmiesznym świetle.

Piszesz mi, że mój komentarz nie obrażający Ciebie, a jedynie wyprowadzający Cię z błędu jest słaby, bo nie odnoszę się do punktów Twojej "argumentacji". Tyle że z Twoją "argumentacją" nie ma nawet sensu polemizować z tego względu, że tak normalne i częste sytuacje jak to, że ktoś np. dostaje nagle wylewu czy/i traci wzrok, czy przydarza mu się inny wypadek traktujesz jako zdarzenia mogące być wytłumaczone jedynie działaniem szatana.

Są filmy, których twórcy tworząc je mają na myśli tylko jedną interpretację (i wbrew temu co piszesz to także potrafią być arcydzieła), a po ich ukończeniu okazuje się, że można je jeszcze inaczej, niż owym twórcom przyszło do głowy, zinterpretować. Osobiście uwielbiam poznawać nowe interpretacje odmienne od mojego pierwotnego spojrzenia (czy spojrzeń, bo potrafię mieć też już parę interpretacji danego filmu i stykać się z kolejną nową). Ty, z niewiadomych względów, zamiast podchodzić z zaciekawieniem mogąc z filmu wynieść jeszcze więcej niż pierwotnie oczekiwałeś pałasz, delikatnie mówiąc, niechęcią do innych niż Twoja jedynie słuszna interpretacji i kompletnie nieumiejętnie usiłujesz dowodzić, że każdy myślący inaczej niż Ty jest w błędzie. Przybierasz ton nieomylnego znawcy, jednak z tego, co piszesz wynika, że nie za bardzo ogarniasz zarówno sam ten konkretny film jak i kwestie związane ze schizofrenią.

Nawet gdyby sam Polański otwarcie nie przedstawił swojego pomysłu na ten film, to i tak ze względu na efekt końcowy dzieła - przez to, że spojrzenie, w którym Rosemary cierpi na schizofrenię świetnie pasuje do całości treści filmu, siłą rzeczy czyni z niego jedną z możliwych interpretacji tego filmu. Z tymże tutaj mamy sytuację tym bardziej dopowiedzianą przez to, że sam twórca przyznaje otwarcie, że taki właśnie miał zamysł pisząc scenariusz. Wyszło mu to naprawdę doskonale. Nie dostrzegasz tego prawdopodobnie dlatego, że nie za bardzo orientujesz się w zachowaniach osób cierpiących na schizofrenię i nie masz też w tym kierunku żadnej intuicji zrozumienia, która nawet mimo braku styczności z tą chorobą pozwoliłaby Ci zauważyć u Rosemary charakterystyczne dla schizofrenii paranoidalnej zachowania, sposób postrzegania, genezę jak i kolejne stadia rozwoju choroby.

W tym krótkim komentarzu wyżej wyprowadziłam Cię z błędnego przekonania, co nijak Cię nie obrażało i raczej powinno być dla Ciebie ciekawym, a Ty w odpowiedzi na to usiłujesz podważać fakty choćby przy pomocy prymitywnych przytyków. Pogódź się po prostu z tym, że nie ogarniasz tego filmu i tematyki, której dotyka i tyle.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Mylisz się niestety, a to dlatego, że gdyby tak było, to istniałaby cała masa niedopowiedzeń i różnych wątpliwości co do zachowania bohaterki. A że "słabo mu to wyszło", to otrzymałaś także masę argumentów, do których nijak nie potrafisz się odnieść, bo są zbyt trafne. Np. punkt pierwszy całkowicie dyskredytuje Polańskiego. Zacytuję ci to bo masz z tym problem:
"-zbyt spokojne, wręcz groteskowo spokojne zachowanie tych dziadków, gdy dowiadują się od policji, że ich adoptowana córka popełniła samobójstwo. Żadnego wstrząśnięcia, teatralne zachowanie, a dziadek przyjmuje tę wiadomość bez żadnego zaskoczenia. (Wprawdzie tłumaczy się, że wiedział, że tak będzie, bo dziewczyna popadała w depresję co parę tygodni, ale to przecież żadna wymówka - depresja a samobójstwo to niebo a ziemia). Dodatkowo kontrastuje to z poprzednią sceną zaprzyjaźnienia się Rosemery z nią: dziewczyna nie ma żadnych oznak depresji, wygląda raczej na szczęśliwą."

Ta scena jest wystarczająca w swojej wymowie, Polańskiemu nie wyszła, skoro miało być niejednoznacznie, a wyszła groteskowo jednostronna. Ty tego nie zauważasz, bo widocznie masz tak słaby poziom wrażliwości artystycznej. Natomiast każdy o jej minimalnym poziomie dostrzeże sztuczność tej sceny.

Zwracasz uwagę jedynie na jeden punkt:
"- nagłe, bezprzyczynowe oślepnięcie aktora, dzięki czemu mąż Rosemery (Guy) może go zastąpić i osiągnąć większe sukcesy".

Uznajesz to za normalną sytuację w życiu, która się zdarza, no to naprawdę gratuluję definicji normalności. Udajesz, jakby to zdarzenie było zawieszone w próżni bez kontekstu przyczynowo-skutkowego. Nie odnosisz się do całości mojego komentarza, a przecież na końcu zwróciłem uwagę, że splot wielu zbiegów okoliczności prowadzi do zerowego prawdopodobieństwa ich zdarzenia. Nie biorę więc tylko jednego zdarzenia pod uwagę, a ty zwyczajnie manipulujesz moją wypowiedzią. Biorę to za manipulację, bo jest oczywiście druga możliwość - że masz braki w logicznym myśleniu (obok braku wrażliwości artystycznej). I jeszcze to "Wyszło mu to naprawdę doskonale." - no to jest żałosne, to tak jakbym napisał ten wątek pod tytułem: "Wyszło mu to naprawdę okropnie" i kropka, bez podania powodów.

Nie wyprowadzasz mnie więc z niczego, a że jestem jaki jestem, to tylko dlatego, że zdaję sobie sprawę z wielkości swojej inteligencji i wrażliwości artystycznej. Każdy kto przedstawia prawidłowe, logiczne, rzetelne argumenty staje się dla mnie automatycznie równorzędnym partnerem do rozmowy, ale ty takim nie jesteś.

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

Dokładnie istnieje cała masa niedopowiedzeń w "Dziecku Rosemary" tylko Ty ich po prostu nie rozumiesz/nie zauważasz, bo patrzysz na wszystko w sposób mocno płytki. Nie masz umiejętności dostrzegania różnorodnej symboliki, zbyt wiele postrzegasz dosłownie. Dostrzeżenie więc wielowymiarowości tego typu utworu jest dla Ciebie niemożliwe. Tak jak też nie potrafiłbyś zrozumieć postrzegania/świata schizofrenika, ponieważ tam także ogromnie ważne jest dostrzeganie często wieloznacznych symboli.

Nie musisz mi ponownie opisywać swojego odbioru np. odnośnie "reakcji dziadków". To jest Twój odbiór tego filmu. Twój odbiór definiowany jest przez Twoje ograniczone możliwości postrzegania i rozumienia. Szereg warstw symbolicznych operujących dialogiem z podświadomością widza jest dla Ciebie po prostu niedostępna - jakby w ogóle nie istniała (z Twojego punktu widzenia nie istnieje). Jednak Twoje możliwości postrzegania nie mają wpływu ani na to jaki Polański miał zamysł przy tworzeniu dzieła, ani też na to na ile inni widzowie je dobierają i co w nim dostrzegają.

Zaręczam Ci, że przyjęłam do wiadomości już na samym początku, że Ty nie widzisz wielowymiarowości tego filmu i w związku z tym wysnułeś wniosek, że Polański tworząc go nie zamierzał stworzyć utworu wieloznacznego. Dlatego też napisałam Ci krótki post informujący Cię o tym, że po prostu jesteś w błędzie tak sądząc, bo to jest po prostu fakt. Nie zmienisz rzeczywistości obrażając się. Nie zlikwidujesz faktów nie chcąc przyjąć ich do wiadomości.

Nie interesuje mnie uświadamianie Ci w jaki sposób ten film jest wieloznaczny przynajmniej z dwóch powodów: po pierwsze jesteś tak zapatrzony w siebie, że cudze wywody z założenia w ogóle Cię nie interesują (no chyba, że byłyby to peany na Twoją cześć), po drugie z racji ograniczoności Twoich zdolności postrzegania i rozumienia nie jesteś zdolny do detekcji różnej symboliki, co implikuje brak sukcesu przy nakładzie choćby największych starań z mojej strony. Napisałam więc krótką informację, że mylisz się w tym temacie i nie tylko dlatego, że owa interpretacja zakładająca schizofrenię Rosemary świetnie do omawianego filmu pasuje, ale też po prostu dlatego, że Polański już lata temu sam otwarcie opisał z jakim zamysłem ów film stworzył. I to wszystko. Usiłujesz dyskutować z faktami, co jest przecież śmieszne.

Ja bym się na Twoim miejscu tak nie wyrywała do tego, by twierdzić, że nie jest dla Ciebie rewelacją być w błędzie. I nie pisz mi tu o braku wrażliwości artystycznej albo, że zwracam uwagę jedynie na jeden punkt, bo to był tylko przykład. Każdy przecież może tu sobie dokładnie przeczytać i pozostałe punkty Twojej pseudo argumentacji dowodzącej dlaczego Polański się myli co do własnego filmu, co do którego Ty wszystko wiesz lepiej (o, wszechwiedzący! :P) - wszystkie te punkty są na mniej więcej tym samym naiwnym poziomie widza o powierzchownym prostym postrzeganiu. Nie ma z czym dyskutować.

Brak Ci pokory, co byłoby jeszcze do zniesienia gdybyś reprezentował inteligencję na jakimś przyzwoitym poziomie lub/i stanowił ciekawą osobowość, co niestety jednak nie ma miejsca. Ośmieszasz się zajadle udając eksperta od rzeczy, na których się nie znasz. Mogłeś wyjść z twarzą przyjmując swój błąd do wiadomości i stwierdzając po prostu jedynie tyle, że ten film mimo zamiarów twórcy po prostu Cię nie przekonał/do Ciebie nie przemówił/, ale Ty jak urażona panienka strzelasz fochy i uciekasz się do śmiesznych złośliwości. Wniosek z tego wszystkiego taki, że jeśli ktoś szuka konkretnych i ciekawych dyskusji na przyzwoitym poziomie powinien omijać Twoje tematy szerokim łukiem.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Podsumowując:
- jest cała masa niedopowiedzeń, ale nie chcesz podać nawet jednego, bo jestem tępy / płytki
- w reakcji dziadków jest szok, wstrząs i niedowierzanie, ale tylko na poziomie jakichś tajemniczych symboli, których nie chcesz sprecyzować. Ich sztuczność i teatralne zachowanie to tylko moje urojenie albo urojenie bohaterki (oraz wielu innych komentatorów)
- film to urojenia schizofreniczki bo tak powiedział Polański. Przydałby się pełny cytat i źródło, ale jak zwykle jego nie podasz, bo po co (pewnie nawet nie masz, bo zmyślasz z głowy). Ale nieważne, ważne, że jak reżyser powie, że jego film jest super, to znaczy, że jest super i koniec kropka (bo taki miał zamiar)
- scena spotkania satanistów wokół łóżeczka jest tylko urojeniem. Ciekawe na jakiej podstawie, aha bo prawdziwego diabła nie ma, no tak. A stąd wniosek, że to nie mógł być horror satanistyczny tylko horror psychologiczny. Cudowna logika, oczywiście typowo kobieca (tak jestem seksistą i uważam, że z natury kobiety są mniej inteligentne od mężczyzn).

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

Widzisz, i znowu głupoty wypisujesz.
Co do oceny tego na ile czyjaś reakcja na dane wydarzenie jest sztuczna czy na miejscu, to w dużej mierze jest to jednak kwestia subiektywna i dodatkowo same reakcje ludzi na np. tragedię są bardzo zróżnicowane. Jedni będą wylewnie płakać, inni wydawać się jakby niezmienionymi/obojętnymi - jakby nic się nie stało, inni będą "zmrożeni" w sensie oniemieli, zaszokowani, zablokowani itd., itd. Ale i też akurat zgadza się, że w tym przypadku faktycznie (niechcący) trafiłeś z tym, że bardzo istotne jest to, że nie potrafisz zrozumieć, że w oczach osoby chorej na schizofrenię pewne zachowania i całe sytuacje będą w charakterystyczny sposób m.in. przerysowane. I o tym czy dany obraz dobrze pasuje (wypada realistycznie) do wizji osoby chorej na schizofrenię decyduje m.in. właśnie to w jaki sposób daną scenę przedstawia i w tym też właśnie specyficznie przerysowuje. Trzeba umieć to pokazać, a Polański akurat ma do tego, jak widać, naturalną smykałkę, co zapewne wynika z jego sporej intuicji psychologicznej.

Dla Ciebie dziwne jest nawet to, że mąż uprawia seks ze śpiącą żoną. Jasne, że można polemizować na ten temat czy w danej sytuacji powinien, ale zazwyczaj osoba budzona seksem przez swojego partnera odbiera to pozytywnie (budzona, bo zazwyczaj kobieta się podczas tego aktu budzi), bo jest to bardzo przyjemne. Nastroje w relacji Rosemary i jej męża były dobre, a przynajmniej w tamtym momencie Guy jak najbardziej mógł je tak oceniać, w związku z czym nie było powodu, by myślał, że uprawiając z nią seks w noc, na którą umawiali się by go uprawiać ze względu na planowane dziecko, będzie ją gwałcić (tak jak Ty to odbierasz). W normalnej sytuacji w związku dwojga zakochanych ludzi widzisz coś nierealnego, co jest dość dziwne.

Odnośnie tej sceny uważam, że ciekawszą kwestią są obrażenia Rosemary, które są pokazane jako liczne głębokie rany, po których powinny raczej zostać blizny, i których raczej nie można by dokonać normalnym paznokciem (no chyba, że ktoś by specjalnie używając siły starał się rozorywać drugą osobę zaostrzonym paznokciem, a żeby coś takiego robić musiałby być trochę "nienormalny"). Później jednak wydaje się, że Rosemary nie ma żadnych śladów, żadnych blizn, czy choćby długo gojących się ran, co można odbierać jako argument za tym, że te rany jednak nie były wcale tak przerażające jak jej się wydawało i jak w związku z tym widzimy to w filmie. Że faktycznie mąż ją podrapał, ale na tyle na ile drapie się normalnymi paznokciami podczas normalnego seksu. Świetnie wyszły w tym filmie właśnie tego typu wyolbrzymienia w spojrzeniu Rosemary.

Tu bynajmniej nie chodzi o to, co napisałeś, czyli, że cytując Ciebie: "film to urojenia schizofreniczki", a o to, że film ma być wizją tego, co faktycznie zaszło, ale widzianą z perspektywy Rosemary, czyli osoby, w której rozwija się schizofrenia paranoidalna. Ponadto bardzo dobrze też wyszło to, że akurat dotyczy to tej tematyki z tego względu, że u ludzi nierzadko schizofrenia rozwija się właśnie w wyniku konfliktu między tym, czego pragną, co podpowiadają im naturalne, i w tym biologiczne, potrzeby, a tym co te osoby uważają za właściwe według ich religii zachowania. Rosemary ma ochotę być modną młodą żoną żyjącą pełnią życia, jednak tkwi w niej też silnie zakorzenione postrzeganie takiego stylu życia jako grzesznego (istotne jest to podkreślenie tego jak była wychowana - wspomnienia ze szkoły). Często przy tego typu konflikcie ludzie zaczynają czuć, że należy im się kara za ich sposób życia, pragnienia czy myśli lub też że te grzeszne chęci nie wynikają z podszeptów diabła. W związku z czym idealnie wyszło, że w "Dziecku Rosemary" powód zaistnienia schizofrenii - wywołujący ją konflikt - jest faktycznie dość często spotykanym, a nie jakimś nierealistycznym albo/i niesprecyzowanym.

I powtarzam, nie twierdzę ani Polański nie twierdził, że film przedstawia urojenia schizofreniczki - to jest właśnie przykład Twojego płytkiego spojrzenia. Dla Ciebie świat widziany oczami schizofrenika to po prostu urojenia. U Ciebie wszystko takie proste, spłycone.

Scena spotkania satanistów wokół łóżeczka z dzieckiem jest snem, a nie urojeniem tak jak i gwałt w wykonaniu szatana na statku był snem. Jeśli wolisz, możesz postrzegać te sceny jako halucynacje, ale to raptem dwie sceny. Nie cały film.

I, podkreślam, dla Polańskiego przy podejściu do tworzenia scenariusza miało znaczenie czy wierzy w diabła, ale dla widza oglądającego produkt finalny to jest bez znaczenia. Według Twojej dziwnej "logiki" wychodzi w ogóle na to, że żeby ktoś uznawał np. "Omen" za świetny czy choćby dobry film musi koniecznie wierzyć w szatana. A przecież tego rodzaju filmy potrafią się podobać zarówno osobom wyznającym jakąś religię jak i ateistom czy agnostykom.

Wychodzi na to, że Ty masz po prostu problem z wielością interpretacji - że uznając jedno spojrzenie jako interpretację musisz odrzucić inne spojrzenia, nawet jeśli pasują do całości utworu i tym samym spełniają wymogi konieczne do tego, by móc uznać je interpretacjami. Nie dajesz rady patrzeć na film na różne sposoby i w dodatku dokonujesz projekcji tego problemu ograniczonego postrzegania na innych widzów wmawiając im koniecznie, że jeśli uznają interpretację z Rosemary schizofreniczką, to już nie uznają interpretacji z Rosemary wykorzystaną przez satanistów w celu zrodzenia diablątka. Natomiast fakty są takie, że ja i szereg innych widzów potrafimy uznawać więcej niż jedną interpretację i nie mamy problemów, że są one ze sobą sprzeczne w całości czy jakimś fragmencie, bo przecież różne interpretacje, to oddzielne spojrzenia.

@ "scena spotkania satanistów wokół łóżeczka jest tylko urojeniem. Ciekawe na jakiej podstawie, aha bo prawdziwego diabła nie ma, no tak. A stąd wniosek, że to nie mógł być horror satanistyczny tylko horror psychologiczny. Cudowna logika, oczywiście typowo kobieca"

Przedstawiłeś swoją "logikę" zupełnie nielogiczną, a skoro nazywasz ją kobiecą to wychodzi na to, że masz też problemy z tożsamością płciową. W każdym razie przedstawiłeś kompletnie idiotyczne wnioskowanie z góry zakładające, że dany film musi mieć tylko jedną interpretacją. Na podstawie swojego _założenia_, że dany film ma tylko jedną interpretację wyciągasz wniosek, że ten film ma.... tylko jedną interpretację. Powalająca argumentacja :)
Powalająca logika.

Spróbuj zrozumieć rzecz podstawową - to, że film może być interpretowany na dwa sposoby oznacza, że są możliwe dwa spojrzenia na historię przedstawioną w tym filmie. To są oddzielne spojrzenia, które absolutnie nie muszą być ze sobą zgodne. Nie ma więc żadnego idiotycznego argumentowania w stylu "bo prawdziwego diabła nie ma" zwłaszcza, że w jednej z omawianych interpretacji istnienie szatana jest zdecydowanie kluczowe.

@ "Przydałby się pełny cytat i źródło, ale jak zwykle jego nie podasz, bo po co (pewnie nawet nie masz, bo zmyślasz z głowy). "

Świetne, mój drogi, na pewno zmyślam z głowy. Ciekawe w jakim celu. I jeszcze to "jak zwykle". Niepokojące masz te pomysły, dosyć histeryczne.

@ "Ale nieważne, ważne, że jak reżyser powie, że jego film jest super, to znaczy, że jest super i koniec kropka (bo taki miał zamiar)"

Możesz to poprzeć jakimiś cytatami? I co ma zamiar dotyczący tu wieloznaczności filmu do tego czy jest super? Powtarzam (kolejny raz, do znudzenia...) film mający jedną interpretację również może być wybitny.

Twoim wypowiedziom rozpaczliwie brakuje logiki.


Teraz odnośnie źródła, które obala Twoje wyobrażenia na temat tego filmu - jest to autobiografia: "Roman" autorstwa oczywiście Romana Polańskiego, wydanie które posiadam jest z 1992 roku, Wydawnictwo Polonia, (C) 1984, tytuł oryginału: "Roman by Polanski". Rozdział XX. Strona w moim wydaniu 215 i 216. Nie będę przepisywać wszystkiego o tym kto Polańskiemu polecił tę książkę do zekranizowania, kto miał być producentem, jak finansowana miała być itp. itd., dość, że książka Polańskiemu spodobała się jako materiał na scenariusz pod względem struktury itd., ale miał jedno "ale" i tu cytuję za Polańskim:

"Pod jednym względem książka nie odpowiadała mi: byłem agnostykiem - w równym stopniu nie wierzyłem w szatana jako wcielenie zła, co w uosobienie Boga. Cały pomysł "Dziecka Rosemary" kłócił się z moją racjonalną wizją świata. Aby więc film stał się wiarygodny, postanowiłem zastosować pewien wybieg: dopuścić interpretację, że nadprzyrodzone przeżycia Rosemary są wytworem jej wyobraźni. Cała historia oglądana z jej punktu widzenia mogła wydawać się jedynie ciągiem koszmarnych zbiegów okoliczności, produktem rozgorączkowanej fantazji bohaterki. Knowania sąsiadów, sabat czarownic, w czasie którego, w obecności męża, szatan bierze ją przemocą oraz końcowa scena przy kołysce musiały mieć racjonalne wytłumaczenie. Oto dlaczego przez cały film rozmyślnie przewija się nić dwuznaczności. Sabat czarownic i stosunek z szatanem m ó g ł być tylko koszmarnym snem; Guy m ó g ł podrapać żonę w czasie miłosnej nocy, seria wypadków m o g ł a być tylko wynikiem zbiegów okoliczności.

Znaczną część opisów w drugiej części książki poświęca autor rosnącemu przekonaniu Rosemary, że jest manipulowana przez moce nieczyste. W kinie publiczność powinna się o tym dowiedzieć z akcji i dialogów. Dodałem więc długą scenę, w czasie której Rosemary, coraz bardziej zatrwożona tym, co się dzieje, opowiada doktorowi Hillowi o swoich podejrzeniach. Ten słucha jej najpierw z sympatią, a następnie zdradza, wzywając do gabinetu nikczemnego doktora Sapersteina, w którego ręce wydaje pacjentkę."

Potem, jako że jest to autobiografia, jest trochę na temat życia prywatnego Polańskiego w tym czasie i co robiła Sharon itd. Następnie ciekawie też pisze dalej o różnych dodatkach do bazowej historii z książki Levina, które umieścił w filmie, by lepiej oddać klimat jak również stan psychiczny bohaterki. Jest o pomyśle obcięcia włosów, zasygnalizowania w filmie pielgrzymki papieża (według mnie to był szczególnie dobry pomysł), doboru obsady, muzyki Komedy itd., itd. Ogólnie jest dużo i nie mam zamiaru wszystkiego przepisywać. Ale warto może jeszcze też wspomnieć o tej końcowej scenie, w której Rosemary widzi oczy kota i tym, że ten zabiegł daje potencjalne wykorzystanie psychologicznego mechanizmu 'nadbudowywania' sobie przez widza tego, co faktycznie widzi w danej chwili implikacjami z tego, co widział wcześniej. Wspomniana jest w związku z tym książka R.L. Gregorego "Oko i umysł: psychologia spojrzenia", która wywarła na Polańskim duże wrażenie. I tu kolejny cytat z książki Polańskiego:

"Gregory dowodzi między innymi, że na naszą percepcję ma wpływ suma dotychczasowych doświadczeń wzrokowych. Widzimy znacznie mniej, niż nam się wydaje - na ostateczny obraz składają się bowiem nie tylko wrażenia rzeczywiste, ale również te, które wcześniej zakodowaliśmy w naszym umyśle. To po trosze wyjaśnia, co się zdarzyło, kiedy film wszedł na ekrany. Znaczna część widzów była przekonana, że w i d z i a ł a dziecko, jego kopytka i inne diabelskie atrybuty. W rzeczywistości zobaczyli jedynie - przez ułamek sekundy - podprogowy obraz niby kocich oczu, wbitych w Rosemary podczas nocnego koszmaru na początku filmu."

Istotniejszy jest oczywiście pierwszy cytat, ale domyślam się, że zaraz zaczniesz mi wmawiać, że nadal nie wierzysz, że Polański to napisał, bo przecież staruszkowie... Tak, tak.... I pewnie jeszcze ktoś się pod niego podszył i opublikował tę autobiografię w Polsce i innych krajach i to jeszcze ze wznowieniami...

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Podałaś cytat ze źródłem, więc bez złośliwości:
Polański potwierdził w tym cytacie, że żadnym geniuszem nie jest, a raczej kłamcą, bo skąd on może wiedzieć, że "Znaczna część widzów była przekonana, że w i d z i a ł a dziecko, jego kopytka i inne diabelskie atrybuty." Nie były robione takie sondaże, może 2-3 jego znajomych miało jakieś halucynacje po narkotykach oglądając to, ale twierdzenie, że setki ludzi widziało jakieś kopytka, rogi to zwykła brednia.

A skoro jest kłamcą, to nie można mu wierzyć także w inne rzeczy co mówi o tym filmie.

Nie zrozumiałaś metafory, gdy pisałem, że jak reżyser powie, że jego film jest super to tak musi być - pisałem ogólnie. Zgodnie z twoim podejściem jeśli artysta pokaże kawałek drewna i powie, że w tym się ukrywa olbrzymia wartość, to tak musi być, bo on tak powiedział. A osoba z boku widzi po prostu kawałek drewna.

"Nastroje w relacji Rosemary i jej męża były dobre, a przynajmniej w tamtym momencie Guy jak najbardziej mógł je tak oceniać" - dobrze, że dodałaś to "przynajmniej", bo scena z ciastkiem zaprzecza temu. W ogóle ta scena jest ciekawa z punktu widzenia interpretacji schizofreniczki Rosemary. Dlaczego Guyowi tak zależało, aby zjadła ciastko, które upiekła jakaś ledwo poznana sąsiadka? Potrafisz to wyjaśnić? To zachowanie było można uznać za psychopatyczne, dziwaczne, a Rosemary była wrażliwą osobą. Wobec tego, twierdząc, że ich relacje były wtedy dobre, to chyba filmu jednak nie oglądałaś dokładnie, albo zmyślasz.

Twierdzisz, że szczytowanie Guya i zapłodnienie Rosemary, gdy ta źle poczuła po zjedzeniu ciastka, było zupełnie normalne. Tym bardziej, że to on ją zmusił do jego zjedzenia i tylko idiota nie widzi związku między tymi dwoma zdarzeniami. Nikogo normalnego nie przekona, że położenie żony do łóżka po tym jak zmusiło się ją do zjedzenia jakiegoś ciastka, które jej nie smakowało, a następnie jak gdyby nigdy nic zapłodnienie było zwyczajne, normalką. Przypominam, że oni to zdarzenie traktowali jako coś wielkiego.

W końcu najważniejsze. Z logicznego punktu widzenia wszystko można uznać za sen albo urojenie. Ale oprócz treści jest forma. A ta całkowicie dyskwalifikuje możliwość uznania końcowej sceny za sen. Wszystkie sceny snu w filmie odróżniały się od realnych. W śnie lub halucynacji kamera stawała się dynamiczna, pod kątem, ruchliwa, nerwowa, ogólny nastrój halucynacji. W realności kamera była prosta, mało ruchliwa. Końcowa scena właśnie wpisuje się w konwencję scen z realu, była aż kuriozalnie prawdziwa i daleko jej do tych ze snów.

Nie zgadzam się więc, że mogą być dwie interpretacje. Nie mogą - wskazuje na to zbyt duża liczba zbiegów okoliczności, brak niedopowiedzeń, brak oznak choroby psychicznej u Rosemary i wreszcie ostry podział formy, która wyraźnie odróżnia sceny snu od scen realnych. Przyznaję, że gdyby końcowa scena miała bardziej niepewne zakończenie, gdyby pojawiły się nerwowe ruchy kamery, niepokojący nastrój, to wszystko nabrałoby innego znaczenia. Ale to właśnie finał wyjaśnia wszystko, tak samo jak detektyw odkrywa zagadkę kryminalną i nie ma na końcu wątpliwości kto jest mordercą.

Gordon Geko

"Polański potwierdził w tym cytacie, że żadnym geniuszem nie jest, a raczej kłamcą, bo skąd on może wiedzieć, że "Znaczna część widzów była przekonana, że w i d z i a ł a dziecko, jego kopytka i inne diabelskie atrybuty." Nie były robione takie sondaże, może 2-3 jego znajomych miało jakieś halucynacje po narkotykach oglądając to, ale twierdzenie, że setki ludzi widziało jakieś kopytka, rogi to zwykła brednia.

A skoro jest kłamcą, to nie można mu wierzyć także w inne rzeczy co mówi o tym filmie."

Wnioski raczej zbyt pochopne. Polański mówi o swoim przekonaniu, po prostu. Nie podaje procentów, wyliczeń, liczb, pisze o "znacznej części". Na jakiej podstawie? Można się tylko domyślać. Mnie to nie dziwi wcale, bo sam kilkakrotnie spotkałem się z opiniami osób, które zapewniały, że na pewno widziały Diablę w filmie. Czyli nie jest to zupełnie bezsensowna i odosobniona opinia Polańskiego wyssana z kłamliwego palca.

ocenił(a) film na 7
zweistein

Ależ ja też widziałem diablę, ale nie diablątko. Tu chodzi o konkretne atrybuty, jak rogi i kopyta, których nie widać w filmie, a które wiele osób mało widzieć. Oczywiście trzeba by zapytać Polańskiego skąd to przeświadczenie o wielu osobach. Dla mnie to raczej sygnał, że Polański manipuluje, aby promować i reklamować swoje dzieło.

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

"Dziecko Rosemary" to był film, który szybko stał się dość popularny i było o nim głośno, więc pojawiało się wiele artykułów na jego temat i innych wypowiedzi zarówno w telewizji jak i choćby w zwykłych rozmowach między ludźmi. Przy czym jak najbardziej ktoś mógł zrobić dla prasy lub telewizji jakąś sondę pytając widzów wychodzących z kina o wrażenia i w tym co widzieli na końcu filmu, bo często jest to robione, więc doprawdy Twoje wnioski o tym, że Polański jest kłamcą używając ogólnego określenia "znaczna część widzów" są kompletnie bez sensu.

A co do dalszej Twojej naciąganej implikacji, że skoro według Ciebie niby skłamał w jednym, to już nie można mu w ogóle wierzyć, to wskaż człowieka, który nigdy w życiu nie skłamał. Nie wierzę w istnienie takich ludzi. Na pewno zdarzyło Ci się skłamać choćbyś zazwyczaj był prawdomówny, więc idąc Twoim tokiem rozumowania nie można wierzyć w nic co piszesz lub mówisz.

@ "Nie zrozumiałaś metafory, gdy pisałem, że jak reżyser powie, że jego film jest super to tak musi być - pisałem ogólnie."

To nie była metafora, ale mniejsza z tym.

@ "Zgodnie z twoim podejściem jeśli artysta pokaże kawałek drewna i powie, że w tym się ukrywa olbrzymia wartość, to tak musi być, bo on tak powiedział."

I to też jest metafora? Nie wychodzi Ci. Gdzie Ty widzisz w tym, co napisałeś jakikolwiek związek z moim podejściem? To czy ten film uznaję za dobry, bardzo dobry czy arcydzieło to jedno, a to jak go interpretuję i na ile sposobów to oddzielna sprawa. Powtarzam, jest całkiem sporo filmów, które da się interpretować na jeden sposób, a które są wybitne. Natomiast to, co mówi twórca na temat wartości swego dzieła ma się nijak do tego czy mi się ono podoba czy nie.

@ "W ogóle ta scena jest ciekawa z punktu widzenia interpretacji schizofreniczki Rosemary. Dlaczego Guyowi tak zależało, aby zjadła ciastko, które upiekła jakaś ledwo poznana sąsiadka? Potrafisz to wyjaśnić?"

No więc właśnie to jest idealny przykład postrzegania sytuacji z perspektywy osoby chorej na schizofrenię paranoidalną. Analogicznie jak z tymi zadrapaniami , Guy mógł na normalnym poziomie namawiać ją na zjedzenie ciastka, a ona odebrała to jako namawianie ze szczególnym naciskiem i tak też odbiera to widz, bo jest to mu pokazane przez pryzmat spojrzenia Rosemary. Może po prostu zorientuj się trochę w tym jak zachowują się i co czują osoby chore na schizofrenię, to będzie Ci łatwiej, bo w tej chwili właściwie nie wiadomo jakie Ty masz wyobrażenie o tej chorobie skoro w szczególnie dobrze pasujących do niej scenach widzisz akurat te nie pasujące.

@ " To zachowanie było można uznać za psychopatyczne, dziwaczne, a Rosemary była wrażliwą osobą. "

Gdzieś wyżej (a przynajmniej wydaje mi się, że to było w tym temacie) Ty lub Twój rozmówca pisał o kwestii potencjalnego konfliktu w ich małżeństwie właśnie w ten sposób, że można spojrzeć na to tak, że Guy się znęca nad Rosemary. I owszem, takie spojrzenie jest jak najbardziej możliwe. I też takie spojrzenie zawiera się w interpretacji, w której Rosemary wykorzystana jest do spłodzenia diablątka, jak również takie spojrzenie mogłoby pasować jako część składowa jeszcze jakiejś innej interpretacji. Co nadal nie zmienia tego, że przy traktowaniu treści filmu jako opowiadanej tak jak postrzegała to i przeżywała Rosemary ta scena świetnie pasuje jako przykład jej paranoidalnego podchodzenia do normalnych zachowań i dopatrywania się we wszystkim jakiegoś spisku i kłamstwa.

Sam dałeś więc przykład sceny, która właśnie wyjątkowo świetnie daje się interpretować na bardzo różne sposoby. Przy czym dla mnie osobiście nie ma znaczenia to czy Polański miał taki zamysł, czy wyszło mu to przypadkiem. Z autobiografii wiem już, że miał taki zamysł, by ten film można było tak różnie interpretować, ale gdyby tworząc go myślał wyłącznie o jednej interpretacji, to i tak nie miałoby to wpływu na mój odbiór i to, że film daje się interpretować przynajmniej na te dwa sposoby. Autobiografię przeczytałam ostatnio, natomiast na interpretację Diany trafiłam parę lat temu. Do tamtej pory interpretowałam ten film jedynie jako historię Rosemary wykorzystanej przez satanistów. Czytając wpisy Diany stwierdziłam, że faktycznie spojrzenie, które Diana opisuje jest inną bardzo ciekawą interpretacją tego filmu. Zamiary twórcy nie mają tu żadnego znaczenia. Tyle że jeśli rozwija się rozmowa o tym czy twórca miał taki zamysł, to wtedy można się podeprzeć tym, że wiadomo, że faktycznie miał. Tyle że przecież mógł mieć, a mogło mu to nie wyjść. Skoro Diana sama z siebie wpadła na tę interpretację ze schizofrenią i skoro np. ja zapoznając się z tym spojrzeniem też widzę, że faktycznie świetnie pasuje do treści filmu, czyli spełnia wymogi interpretacji, to znaczy, że Polańskiemu się udało. I tyle. A Ty usiłujesz przeprowadzać implikacje w nieprawidłowym kierunku wnioskując, że fakt, że zgadzam się, że interpretacją ze schizofrenią wynika niby z tego, że Polański tak powiedział/napisał. Powtarzam, kiedy poznałam tę interpretację nie wiedziałam, że była ona jego zamiarem. Bardzo często takie rzeczy wychodzą twórcy nieświadomie, bo w czasie aktu tworzenia do głosu dochodzi podświadomość.

@ "Twierdzisz, że szczytowanie Guya i zapłodnienie Rosemary, gdy ta źle poczuła po zjedzeniu ciastka, było zupełnie normalne."

Nie przeinaczaj treści filmu. Treść filmu jest taka, że ona mówi, że ciastko jej nie smakuje i na tym kończy się kwestia ciastka. To, że się słabo poczuła wygląda raczej na upicie. I tak, seks z ukochaną osobą po alkoholu ma swój urok. To też potwierdzam. Z tymże podkreślam, że chodzi mi o seks ze swoim partnerem w zaciszu domowym po wypiciu wina czy innego alkoholu. Jest inaczej niż na trzeźwo i to jest fajne jako urozmaicenie.

Jeśli widz podąża drogą interpretacji, że Rosemary jest ofiarą spisku satanistów, to oczywiście domyśla się, a ściślej zakłada, że w ciastku był narkotyk, jednak normalnie ludzie nie dodają do ciastek dla sąsiadów czy rodziny narkotyków czy trucizn (oczywiście wyjątkiem są ciastka z marihuaną, ale nie o tego typu wypieki tu przecież chodzi). I to jest też kolejna rzecz, której dość często dopatrują się ludzie chorzy na schizofrenię - że ktoś ich truje lub ogólnie, że jedzenie lub napoje są zatrute. Motyw z truciem pasuje idealnie.

@ "Tym bardziej, że to on ją zmusił do jego zjedzenia i tylko idiota nie widzi związku między tymi dwoma zdarzeniami. "

Powtarzam jeszcze raz - związek jest przy interpretacji, w której Rosemary jest ofiarą spisku satanistów. Znowu piszesz bez sensu, ponieważ przykładowo ja dostrzegam ten związek jak i uwielbiam tę interpretację, co jednak nie zmienia tego, że potrafię też rozumieć drugą interpretację. Tak więc kto niby nie dostrzega związku?

@ "Z logicznego punktu widzenia wszystko można uznać za sen albo urojenie. Ale oprócz treści jest forma. A ta całkowicie dyskwalifikuje możliwość uznania końcowej sceny za sen. Wszystkie sceny snu w filmie odróżniały się od realnych. W śnie lub halucynacji kamera stawała się dynamiczna, pod kątem, ruchliwa, nerwowa, ogólny nastrój halucynacji."

Czyli teraz twierdzisz, że rozróżniasz w filmie sceny (podkreślam, że używasz liczby mnogiej i to bez brania pod uwagę sceny końcowej) snu czy halucynacji. To jest dopiero super nielogiczne. Przecież przy interpretacji, że Rosemary jest ofiarą spisku szatan zgwałcił ją naprawdę - nie było to żadnym snem ani urojeniem.

@ "Nie zgadzam się więc, że mogą być dwie interpretacje. Nie mogą - wskazuje na to zbyt duża liczba zbiegów okoliczności, brak niedopowiedzeń, brak oznak choroby psychicznej u Rosemary i wreszcie ostry podział formy, która wyraźnie odróżnia sceny snu od scen realnych. "

Tego, co określa się zbiegami okoliczności jest często podejrzanie dużo, ale zwykle to dlatego, że tak naprawdę to nigdy nie dzieje się przypadkowo, że komuś np. ciągle zdarza się być bardzo podobnie potraktowanym. Co do niedopowiedzeń to są liczne. Przykładowo z tym deserem - poza tym, że widzimy, że Guy nalega, by Rosemary go zjadła, a później ona szybko zasypia/traci przytomność, nie widzimy sceny, która udowadniałaby, że naprawdę do deseru dodano narkotyk. Rękawiczka ginie i oczywiście, że widz idzie drogą skojarzeń i zakłada, że został przy jej pomocy rzucony urok, ale nie widzimy w filmie sceny, która by to ukazywała. W kółko wszystko pozostaje jedynie domysłem. Jest cała masa niedopowiedzeń. A oznaki choroby psychicznej u Rosemary są i to właśnie konkretnie schizofrenii paranoidalnej. Co do rozdziału na sny i świat realny, to jak pisałam wyżej, to, co uznajesz przy takim rozdziale za sen czy halucynacje w interpretacji, w której Rosemary jest ofiarą spisku, jest wydarzeniem realnym, więc sam obalasz swój sposób rozpoznawania co jest halucynacją, a co wydarzeniem realnym.

@ "gdyby końcowa scena miała bardziej niepewne zakończenie, gdyby pojawiły się nerwowe ruchy kamery, niepokojący nastrój, to wszystko nabrałoby innego znaczenia."

Zakończenie jest niepewne, w końcu nie widzimy nawet tego diablątka (tylko te dziwne oczy), a nastrój wielu widzów jednak odbiera jako niepokojący i to raczej mocno, ale mogę uznać, że np. Ciebie nie niepokoił, bo to kwestia subiektywnego odbioru.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

E: ""Dziecko Rosemary" to był film, który szybko stał się dość popularny i było o nim głośno, więc pojawiało się wiele artykułów na jego temat i innych wypowiedzi zarówno w telewizji jak i choćby w zwykłych rozmowach między ludźmi. Przy czym jak najbardziej ktoś mógł zrobić dla prasy lub telewizji jakąś sondę pytając widzów wychodzących z kina o wrażenia (...)"

G. G: I mogło także narosnąć wiele mitów, które Polański skrzętnie podtrzymywał, aby promować film.

E: "A co do dalszej Twojej naciąganej implikacji, że skoro według Ciebie niby skłamał w jednym, to już nie można mu w ogóle wierzyć, to wskaż człowieka, który nigdy w życiu nie skłamał."

G. G.: Nie mierz innych swoją miarą, bo to właśnie tak wygląda: dowodzisz, że sama często kłamiesz. Ale mniejsza o to. Tu nie chodzi o jakieś małe kłamstewko bez istotnych skutków, ale o publiczne wystąpienie. To zupełnie inna sprawa.

E: "Gdzie Ty widzisz w tym, co napisałeś jakikolwiek związek z moim podejściem?"

G. G.: Nie chce mi się powtarzać tego samego. Nie rozumiesz o czym ja mówię. Argumentuję jedynie, że Polański może sobie mówić co mu się podoba o swoim filmie, co nie znaczy, że będzie miał rację. Nie rozumiem, dlaczego tak ciężko ci to pojąć, mimo że podałem dwie metafory.

E: "No więc właśnie to jest idealny przykład postrzegania sytuacji z perspektywy osoby chorej na schizofrenię paranoidalną."

G. G.: Nieprawda, to po prostu nadinterpretacja. W zasadzie przez cały czas mówimy tutaj o nadinterpretacji. W ten sposób to każdy film można interpretować w taki sposób, bo stało się coś co nie pasuje do twojej wizji filmu. Nie pasująca scena? A tak, bo to urojenie, albo lepiej - sen. Śniło jej się, że Guy ją tak emocjonalnie szantażuje, no pewnie. Powinnaś być psychoterapeutką - przychodziłaby do ciebie para, kobieta mówi: mąż mnie zdradza, a ty - śniło ci się. Uzdrowiona. Poczekaj, wiem, że teraz muszę ci powoli znowu objaśnić co mam na myśli, bo znów weźmiesz to na serio: zapomnij o tym, zamiast tego oglądasz ulubiony serial, gdzie ulubiony bohater A zdradza B. Co tu zrobić? Proste! B śniło się, że A ją zdradza, B uroiła sobie, że A ją zdradza itd.

E: "normalnie ludzie nie dodają do ciastek dla sąsiadów czy rodziny narkotyków"

G. G.: A od kiedy na świecie żyją sami normalni ludzie? To znaczy, że ja na pewno normalny nie jestem, bo miałbym wątpliwość czy zjeść ciastko od jakiejś ledwo co poznanej osoby.

E: "Czyli teraz twierdzisz, że rozróżniasz w filmie sceny (podkreślam, że używasz liczby mnogiej i to bez brania pod uwagę sceny końcowej) snu czy halucynacji. To jest dopiero super nielogiczne. Przecież przy interpretacji, że Rosemary jest ofiarą spisku szatan zgwałcił ją naprawdę - nie było to żadnym snem ani urojeniem."

G. G.: Ja problemów z logiką nie mam. Scena gwałtu jest chyba najlepszą sceną z całego filmu, bo jest najbardziej skomplikowana, mieszając się ze snem i halucynacjami. Przed samym gwałtem pojawia się nieżyjąca osoba, z którą Rosemary rozmawia, więc jasne, że mamy tu do czynienia ze snem. Nie znaczy to jednak, że wszystko co się dzieje w tej scenie to tylko sen. Rzecz w tym, że ta scena gwałtu kontrastuje z końcową sceną, gdzie Rosemary spotyka wszystkich satanistów i dziecko-diablątko. Nie ma w niej żadnego elementu halucynacji i snu, które występowały poprzednio. Była dokładnie taka sama, jak ta impreza, na którą Rosemary zaprosiła przyjaciół. Wg twojej śmiesznej widzimisię interpretacji ta impreza była realna, bo nie występowały w niej elementy fantastyczne czy motywy satanistyczne, a ta końcowa już tak.

Ale z drugiej strony myślę sobie, że twoja wyobraźnia może jednak pójść w stronę urojenia nawet tej imprezy. W końcu koleżanki były zszokowane, że bóle Rosemary utrzymywały się wiele tygodni, a nowego lekarza nazwały psychopatą. No ale co tam kobity wiedzą o ciąży nie? A zresztą, koleżanki też sobie uroiła, więc w zasadzie na tym chyba dyskusję należałoby zakończyć.

Gordon Geko

"W zasadzie przez cały czas mówimy tutaj o nadinterpretacji. W ten sposób to każdy film można interpretować w taki sposób..."

No właśnie: niekoniecznie. Bo nie każdy film zyskuje tak silne wsparcie ze strony reżysera do tej "nadinterpretacji". Czyli założyć można (nie przyjmuję wersji, że Polański to krętacz i oszust), że reżyser chciał taki efekt niejednoznaczności w filmie uzyskać. Jednak czy widz musi być zobligowany do czytania filmu w taki sposób, jaki założył reżyser? Nie musi, ale warto pamiętać o tej konwencji, którą Polański w filmie umieścił (udanie bądź nie), nawet jeśli tego tropu nie podejmujemy.

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

@ "I mogło także narosnąć wiele mitów, które Polański skrzętnie podtrzymywał, aby promować film."

Znowu piszesz nie na temat. Nie było mowy o jakimś micie tylko o tym czy jest możliwym by wielu widzów widziało w scenie końcowej więcej niż tam było pokazane. Ty twierdzisz, że to niemożliwe i idziesz jeszcze dalej pisząc, że twierdzenie takie to w ogóle kłamstwo i to w dodatku wielkie. Według mnie natomiast jak najbardziej możliwym jest taki odbiór końcowej sceny, ale bynajmniej nie dlatego, że Polański o tym wspomina w swojej książce, którą przeczytałam, podkreślam, ostatnio. Po prostu sama się stykałam już dawno temu z tym, że ludzie jednak widzieli tam więcej. Osobiście oglądałam ten film pierwszy raz będąc dzieckiem i również oglądając go później (ale nie za drugim, a za jeszcze dalszym razem) dziwiłam się, że nie ma na końcu więcej ukazane, bo byłam wręcz przekona, że było tam widać coś więcej.

I warto tu zauważyć, że nie ma powodu by Polański tworzył czy podtrzymywał jakiś mit tego typu, bo gdyby chciał, żeby na końcu filmu widz ujrzał diablątko, to by mu je po prostu pokazał. W ten sposób uniknąłby jakichkolwiek problemów tego rodzaju, by później, jak twierdzisz, musiał kłamać. Nie wiem czy sam jesteś w stanie, nawet mimo Twojej niezdrowo wybujałej wyobraźni, objaśnić na czym dokładnie miałby polegać ten mit, o którym piszesz i w jaki sposób miałby być przydatny Polańskiemu. Wymyślasz już mocno absurdalne i stale pozbawione sensu rzeczy tylko po to żeby uargumentować to, że ten film musi mieć tylko jedną interpretację i to tylko dlatego, że po prostu Ty tak chcesz.

Swoją drogą może warto też wspomnieć, że jeśli chodzi o "Dziecko Rosemary" to Polański dostał za zrobienie go konkretne wynagrodzenie, natomiast nie uczestniczył w zyskach wynikających z rozprowadzania/sprzedaży tego filmu, więc Twoja idea, by, jak napisałeś, przez lata zależało mu na dorabianiu jakiejś mitologii do tego filmu, by go promować, podczas gdy zdobył już uznanie za inne produkcje, a "Dziecko Rosemary" było boleśnie dla niego łączone z morderstwem jego żony, jest kompletnie nielogiczna.

I tak w ogóle ten potencjalnie przez Polańskiego zastosowany chwyt "by widz widział więcej niż faktycznie mu pokazano" działa dopóki widz o nim nie wie. Ta informacja może być interesująca jako ciekawostka dla osób, które już film widziały, natomiast nie w ramach jego promocji.
Tak więc znowu kulejesz tu z myśleniem logicznym.

I oczywiście, żeby nie było, że nie zauważyłam, kolejny raz usiłujesz mi wmówić, że wiesz co Polański myślał/myśli, co było/jest w jego interesie, czego chciał/chce itd. lepiej od samego Polańskiego. Negujesz wypowiedzi Polańskiego, negujesz rzeczywistość. Ty wiesz lepiej. Koniec, kropka. Kompletny absurd.

@ "Nie mierz innych swoją miarą, bo to właśnie tak wygląda: dowodzisz, że sama często kłamiesz. Ale mniejsza o to. Tu nie chodzi o jakieś małe kłamstewko bez istotnych skutków, ale o publiczne wystąpienie. To zupełnie inna sprawa."

Mierzę Twoją miarą - napisałeś w tej dyskusji nie jedno kłamstwo, a jednocześnie Ty, a nie ja, napisałeś, że jak ktoś raz skłamał, to nie można wierzyć w żadne jego słowa. Według _Twojej_ teorii skoro choć raz skłamałeś, to jesteś kłamcą i wszystko, co piszesz/mówisz jest kłamstwem. Jeśli teraz napiszesz, że Twoje może nawet bardziej twierdzenie niż teoria o tym jak to ktoś zostaje kłamcą nie dotyczy Ciebie, to powstanie pytanie czy można wierzyć kłamcy (w Twojej osobie) kiedy twierdzi, że nie kłamie?

Wracając do Polańskiego, to uprzytomnij sobie, że nazywasz publicznym wystąpieniem i wielkim kłamstwem niosącym istotne skutki (?) jego stwierdzenie na łamach jego autobiografii, że znaczna część widzów widziała w końcowej scenie filmu więcej niż było pokazane. Pomijając kwestię owych poważnych skutków, które niesie według Ciebie to stwierdzenie, i których jak zwykle raczej nie jesteś w stanie określić (jeśli jesteś, to bardzo proszę wyjaśnij tu jakież to są poważne skutki, bo jestem ciekawa....) najważniejszym pozostaje to, że jak dotychczas nie udowodniłeś, że ta wypowiedź Polańskiego jest kłamstwem. Czekam na jakiś dowód, bo jak na razie ciągle tylko piszesz o tym, co Ci się wydaje. Dużo Ci się wydaje i większość z Twoich fantazji jest bez sensu, więc wybacz, ale trudno, żeby ktokolwiek poważny chciał się opierać na Twojej wybujałej i często zwyczajnie złośliwej wyobraźni.

@ "Nie chce mi się powtarzać tego samego. Nie rozumiesz o czym ja mówię. Argumentuję jedynie, że Polański może sobie mówić co mu się podoba o swoim filmie, co nie znaczy, że będzie miał rację. "

Doskonale rozumiem o czym mówisz czy raczej piszesz. Napisałeś, że ja mając swoje zdanie na temat tego filmu kieruję się tym, co Polański powiedział na temat tego filmu, podczas gdy ja Ci wyraźnie napisałam, że nie znałam wypowiedzi Polańskiego na ten temat kiedy miałam już owo zdanie wyrobione.
Do Ciebie po prostu nie dociera rzeczywistość.

I powtarzam kolejny raz, twórca filmu może sobie mieć jakieś zdanie na temat swego dzieła a i może też mieć jakieś intencje je tworząc, a niekoniecznie musi mu się to udać, przynajmniej według mojej oceny, w związku z czym niekoniecznie jego zdanie czy/i intencje będą mieć odzwierciedlenie w moim zdaniu na temat tego danego utworu. Przykładowo "Chinatown" jakoś mnie nie urzekło, a według Polańskiego jak i wielu innych osób jest to film bardzo udany. Do Ciebie nie dociera co się pisze/mówi.

@ "Nie rozumiem, dlaczego tak ciężko ci to pojąć, mimo że podałem dwie metafory."

Bo, powtarzam, używasz określenia "metafora" nie rozumiejąc co ono oznacza - masz tu, proszę, definicję: Metafora, inaczej przenośnia – językowy środek stylistyczny, w którym obce znaczeniowo wyrazy są ze sobą składniowo zestawione, tworząc związek frazeologiczny o innym znaczeniu niż dosłowny sens wyrazów.

Rozumiesz teraz dlaczego tego, co napisałeś nijak nie da się nazwać metaforami?

@ "Nieprawda, to po prostu nadinterpretacja. W zasadzie przez cały czas mówimy tutaj o nadinterpretacji. W ten sposób to każdy film można interpretować w taki sposób, bo stało się coś co nie pasuje do twojej wizji filmu. "

Znowu kłamiesz. Po pierwsze akurat omawiane sceny właśnie doskonale pasują do interpretacji z Rosemary chorą na schizofrenię. Po drugie, nie każdy film da się zinterpretować w ten sposób. Weź pierwszy z brzegu film. Niech będzie "Ojciec chrzestny" - proszę, podaj analogiczną interpretację tego filmu. Nie sądzę by Ci się udało. Tutaj mamy więc kolejne przykłady Twoich kłamstw, ale mniejsza już z tym, bo przecież każdy, kto czytał Twoje wcześniejsze wypowiedzi powinien już się raczej przyzwyczaić do typowego dla Ciebie braku logiku i tego rodzaju przekłamań. Istotniejsze dla sensu dyskusji jest to, że interpretacja (powtórzę to znów kolejny raz...) jest spojrzeniem na utwór, które to spojrzenie musi pasować do całości treści owego utworu. I z tego też względu wcale nie ma tak wielu filmów, które mają wiele interpretacji. Według Ciebie natomiast, cytuję Twoje słowa: "każdy film można interpretować w taki sposób", czyli według Ciebie wszystkie filmy. Rozumiesz co sam piszesz?

@ "A tak, bo to urojenie, albo lepiej - sen. Śniło jej się, że Guy ją tak emocjonalnie szantażuje, no pewnie. "

Raczej według Ciebie to urojenie albo sen, bo na pewno nie według mnie. Kolejny przykład Twoich przekłamań. Projektujesz na ludzi swoje problemy i w tym problemy w rozumieniu czegoś jak i różne kompleksy. Wymyślasz absurdalne wypowiedzi i podpisujesz kogoś pod nimi. To jest kłamstwo. Piszesz coś, co kompletnie nie zgadza się z moimi poglądami i czego ja nie napisałam i nie mam zamiaru autoryzować i udajesz, że to są moje słowa lub chociaż, że to pasuje do mojej wypowiedzi. Najzwyczajniej notorycznie kłamiesz.

@ " Ja problemów z logiką nie mam. Scena gwałtu jest chyba najlepszą sceną z całego filmu, bo jest najbardziej skomplikowana, mieszając się ze snem i halucynacjami. Przed samym gwałtem pojawia się nieżyjąca osoba, z którą Rosemary rozmawia, więc jasne, że mamy tu do czynienia ze snem. Nie znaczy to jednak, że wszystko co się dzieje w tej scenie to tylko sen. Rzecz w tym, że ta scena gwałtu kontrastuje z końcową sceną, gdzie Rosemary spotyka wszystkich satanistów i dziecko-diablątko. (...)"

Z tą logiką to miło, że tak w siebie wierzysz. Szkoda, że nie przekłada się to na rzeczywistość. Co do sceny gwałtu, to przypominam, że kiedy patrzy się na nią według interpretacji, w której Rosemary jest ofiarą spisku satanistów, a o takim spojrzeniu była tu mowa, to UWAGA: Rosemary jest pod wpływem narkotyku, natomiast w scenie końcowej filmu Rosemary nie jest pod wpływem narkotyku. Tak więc logiczne jest, że te dwie sceny różnią się od siebie. Co i tak nie zmienia tego, że sam gwałt szatana, choć był rzeczywistością w tej interpretacji, wygląda jak cała reszta tej sceny, czego udajesz, że nie zauważasz, a o czym tutaj właśnie jest mowa...

I czego ma właściwie dowodzić ten fragment Twojego wywodu? Po prostu nie miałeś jak inaczej odpisać, a w ogóle chciałeś coś napisać, żeby chociaż stwarzać wrażenie, że nie pleciesz bez sensu. OK.

Przypominam jeszcze raz, dla porządku, że jeśli dany film można interpretować na dwa sposoby, to nie znaczy to, że te interpretacje mają się ze sobą zgadzać. Dwie interpretacje danego utworu to dwa odrębne spojrzenia. Jakieś fragmenty mogą być w nich takie same, ale równie dobrze, może nie zachodzić miedzy nimi żadna zgodność.

Konkretna interpretacja musi pasować do całości filmu, którego jest interpretacją, natomiast absolutnie nie ma wymogu, by elementy z jednej interpretacji pasowały do drugiej interpretacji, tak więc Twoje obalanie jednej interpretacji przy użyciu drugiej interpretacji jest bez sensu. Takie podstawy są dla Ciebie, jak widać, najtrudniejsze.

W każdym razie czekam na objaśnienie "Ojca chrzestnego", którego według Ciebie (jak każdy film) można zinterpretować jako historię osoby zapadającej na schizofrenię paranoidalną.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Aleź się dziewcina źdenerwowała i od kłamców w co drugim zdaniu mnie wyzywa. Choć nie potrafi w żaden logiczny i rzetelny sposób tego uargumentować. To twoje zdenerwowanie musi chyba wynikać z tego, że przejrzałem twą naturę kłamczuchy. Ale mniejsza o to, te ad-personam fragmenty opuszczam, bo jedynie wywołują wybuch śmiechu i rechot na przemian (poza tym dziwne, że tak dużo miejsca poświęcasz krótkiej uwadze o kłamaniu w ogóle, coś jest na rzeczy). Zajmę się jedynie tym co poważniejsze.

E: Po pierwsze akurat omawiane sceny właśnie doskonale pasują do interpretacji z Rosemary chorą na schizofrenię.

G. G: Scena, gdy koleżanki nazywają lekarza Rosemary wariatem-sadystą, uznajesz za doskonałą w interpretacji schizofrenii. Bo? Bo sobie uroiła koleżanki i koniec. Haha... W takim razie ja uznaję tę scenę za doskonałą w interpretacji satanistycznej, bo doskonale potwierdza, że otoczenie zewnętrzne potwierdza otruwanie Rosemary przez satanistów. Skoro ja tę samą scenę przeciwstawiam twojej interpretacji, to znaczy, że ktoś się myli. Aby osądzić kto, wystarczy sięgnąć do prostej logiki, a ta przemawia za moją interpretacją: nie ma żadnych sygnałów, by koleżanki były jej urojeniem, co tak usilnie próbujesz narzucać. Co więcej, gdyby nie było tych koleżanek, to Rosemary nie dokonałaby tego całego odwrotu i nie popadłaby w tak zwaną przez ciebie "paranoję". Czyli musiała sobie uroić koleżanki, aby choroba się rozszerzyła.

E: Po drugie, nie każdy film da się zinterpretować w ten sposób. Weź pierwszy z brzegu film. Niech będzie "Ojciec chrzestny" - proszę, podaj analogiczną interpretację tego filmu. Nie sądzę by Ci się udało.

G. G: Interpretacji nie stworzę, ale mogę stworzyć NAD-interpretację. Ty w ogóle nie rozumiesz tego słowa, nawet nie potrafisz go użyć, więc muszę cię poduczyć Więc pierwsza z brzegu nadinterpretacja: Michael jest gejem. W 2 części jest scena, gdy Michael z bratem jest w klubie i patrzy na nagiego mężczyznę na scenie, później całuje brata w usta, a na koniec go zabija. Widocznie nie może znieść swojego homoseksualizmu. W dodatku pozbywa się żony, bo widocznie go nie interesuje, może wolałby spółkować z ochroniarzem.
Dostałaś więc nadinterpretację, która jest po prostu błędną interpretacją.

E: Raczej według Ciebie to urojenie albo sen, bo na pewno nie według mnie.

G. G.: No i wychodzi, jaką kłamczuchą jesteś, bo zaprzeczasz sama sobie. Wystarczy wrócić do twoich poprzednich wynurzeń, żeby potwierdzić, gdy pisałaś o tym jak Rosemary uroiła sobie szantaż emocjonalny podczas kolacji (i widz też to miał zobaczyć).

E: Co do sceny gwałtu, to przypominam, że kiedy patrzy się na nią według interpretacji, w której Rosemary jest ofiarą spisku satanistów, a o takim spojrzeniu była tu mowa, to UWAGA: Rosemary jest pod wpływem narkotyku, natomiast w scenie końcowej filmu Rosemary nie jest pod wpływem narkotyku. Tak więc logiczne jest, że te dwie sceny różnią się od siebie.

G. G.: Narkotyk tu niczego nie zmienia. Jest jeszcze jedna scena snu, gdzie Rosemary nie jest pod wpływem narkotyku, a która różni się od tej końcowej. Idąc twoim podejściem powstaje tutaj zgrzyt, bo ta scena snu wygląda właśnie na sen, podczas gdy końcowa scena wygląda na zupełnie realną. Podczas gdy ty twierdzisz, że ta końcowa scena to też sen. Czyli mimo braku narkotyku obydwie sceny, które mają być snem przybierają zupełnie inną formę - kolejny argument, który zaprzecza twojej interpretacji.

E: Co i tak nie zmienia tego, że sam gwałt szatana, choć był rzeczywistością w tej interpretacji, wygląda jak cała reszta tej sceny, czego udajesz, że nie zauważasz, a o czym tutaj właśnie jest mowa...

G. G.:Niczego nie udaję, bo po prostu sen miesza się z rzeczywistością i nie ma sensu rozdzielać takiej sceny na klatki pochodzące z wyobraźni i klatki prawdziwych zdarzeń. Na potwierdzenie tej tezy wystarczy znów przypomnieć pierwszą scenę snu, w której nie ma narkotyku, a w której sen również miesza się z rzeczywistością - głos Minnie jest realny, a obrazy zakonnicy pochodzą z wyobraźni. Czyli wszystkie sceny snów z filmu mają domieszkę realnych zdarzeń i to się jak najbardziej trzyma kupy.

E: Konkretna interpretacja musi pasować do całości filmu

G: Dokładnie, a twoja nie pasuje, głównie ze względu na formę zakończenia, która, jak udowodniłem, nie może być formą snu, a nie różni się od innych scen z życia Rosemary. Gdy doda się do tego całe spektrum trudnych do zaakceptowania zbiegów okoliczności, to taka interpretacja staje się zwykłą nadinterpretacją.

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

Niepotrzebnie tak histeryzujesz. Ja Cię nie atakuję tylko najzwyczajniej po prostu podjęłam temat, który Ty sam zainicjowałeś. Nazwałeś Polańskiego kłamcą, następnie też nazwałeś kłamcą mnie, a ani w jego, ani w moim przypadku nie byłeś w stanie podać przykładów kłamstw z jego czy mojej strony. Tak więc w odpowiedzi na to pokazałam Ci na Twoim przykładzie jak wygląda wykazanie, że ktoś kłamie. Nie było to trudne. Wypisałam Ci kilka przykładowych kłamstw, które popełniłeś w powyższych postach. Tak wygląda dowodzenie. Nie masz co teraz płakać.

Kolejna kwestia istotnie rzutująca na całą tą dyskusję. Już wcześniej pokazałeś, że nie potrafisz podejść do filmu tak, by widzieć więcej niż jedną jego interpretację. Nie potrafisz przestawić się z jednego spojrzenia na drugie. Kiedy nawet zaczynasz podążać interpretacją chorej Rosemary szybciutko wracasz do nadawania poszczególnym sytuacjom sensu nie pasującego do tego spojrzenia, a wynikającemu z interpretacji ze spiskiem satanistów, w której to interpretacji Rosemary jest zdrowa psychicznie. Obie interpretacje Ci się mieszają. To jest problem i szkoda, że nie potrafisz patrzeć z różnych punktów widzenia, bo ta umiejętność wiele daje, ale przecież może Ci się to z czasem jeszcze rozwinąć i naprawdę nie ma potrzeby żebyś się wyładowywał na innych widzach za to, że oni to potrafią.

Następna sprawa, z powyższymi związana, krytykując interpretację, która Ci nie odpowiada nie odnosisz się po prostu do niej, tylko usiłujesz ją obalać przez ciągłe podpieranie się tym, że przemawia do Ciebie interpretacja ze spiskiem satanistów. Inni widzowie, i w tym ja, są w stanie interpretować ten film na oba sposoby i, powtarzam jeszcze raz, oznacza to, że uznają obie te interpretacje doskonale rozumiejąc, że w jednej z nich Rosemary jest chora na schizofrenię i nie jest ofiarą spisku (a szatan niezależnie czy istnieje, czy nie, nie odgrywa po prostu żadnej roli w tej historii), natomiast w drugiej interpretacji Rosemary jest zdrowa psychicznie, mamy spisek satanistów, a istnienie szatana jest kluczowe. Zrozum, że interpretacje, by być interpretacjami muszą pasować do treści utworu, ale jeśli do danego utworu pasuje kilka interpretacji, to absolutnie one ze sobą wzajemnie nie muszą być zgodne - ich elementy bądź i całość mogą być ze sobą sprzeczne. Dla Ciebie to jest najtrudniejsze do zrozumienia, ale to jest podstawa, więc skoro nie potrafisz tego zrozumieć nie ma sensu dyskutować.

Ty po prostu masz problem z innym spojrzeniem niż bardzo proste i dosłowne. To jest też widoczne np. w tym, że piszesz dosłowne wypowiedzi jak tamte twierdzenia, że ja niby uważam, że "DR" może być interpretowane na dwa sposoby, jak i uważam ten film za dobry czy bardzo dobry, _bo_ Polański napisał, że możliwe są te dwie interpretacje i że ten film jest dobry czy bardzo dobry - piszesz coś takiego o wydźwięku całkowicie prostym i dosłownym, a następnie upierasz się, że są to metafory. Generalnie mógłbyś w ogóle darować sobie wspominanie o metaforach skoro nie rozumiesz co to oznacza, ale skoro już o nich wspomniałeś, to można przypuszczać, że naprawdę myślisz, że w Twoich wypowiedziach było coś niedosłownego, że była jakaś przenośnia, czyli kompletnie nie masz świadomości na czym polega dosłowność, przenośnia, symbolika i w końcu wielowymiarowość. Mogę więc zrozumieć, że z Twojego punktu widzenia po prostu nie ma możliwości zobaczyć innej interpretacji "DR" niż ta najbardziej dosłowna, jednak nie wiem po co usiłujesz narzucić innym ludziom Twoje ograniczenia postrzegania. Rozumiesz ten film dosłownie, w ten najbardziej prosty sposób, i ok - według mnie w tej interpretacji "DR" wypada świetnie. Na Twoim miejscu po prostu nie rzucałabym się na tereny, których nie ogarniam i nie miałabym do innych widzów pretensji o to, że nie ogarniam.

@ "Scena, gdy koleżanki nazywają lekarza Rosemary wariatem-sadystą, uznajesz za doskonałą w interpretacji schizofrenii. Bo? Bo sobie uroiła koleżanki i koniec. Haha... "

To "haha" to z Ciebie, bo nikt poza Tobą nigdzie nie twierdzi, że obecność koleżanek jest urojona. Kompletnie absurdalny pomysł. Twój brak umiejętności myślenia już naprawdę załamuje.
Po pierwsze widać, że nie masz pojęcia o schizofrenii (nie chodzi mi o jakąś zaawansowaną wiedzę, ale najprostsze ogólne wiadomości). Po drugie nie potrafisz zrozumieć na czym polega interpretacja, w której Rosemary ma schizofrenię. Ponieważ patrzysz na wszystko niesamowicie płytko, to założyłeś sobie, że w tej interpretacji wszystkie wydarzenia są urojeniem, a przez urojenie rozumiesz wyłącznie halucynacje. Oczywiście jest to totalna bzdura i bezsens, i już Ci to pisałam, więc raczej nie ma sensu kolejny raz tłumaczyć, skoro niestety nawet nie chcesz spróbować myśleć.

@ "W takim razie ja uznaję tę scenę za doskonałą w interpretacji satanistycznej, bo doskonale potwierdza, że otoczenie zewnętrzne potwierdza otruwanie Rosemary przez satanistów. Skoro ja tę samą scenę przeciwstawiam twojej interpretacji, to znaczy, że ktoś się myli. "

Rosemary twierdzi, że ma bóle. Nikt nie potwierdza, bo nie ma jak potwierdzić, że to wynik trucia przez satanistów. Ale zostawmy już Twój brak zrozumienia w sumie prostej interpretacji. Przyjmuję, że jest dla Ciebie niedostępna i ok. Ale co do reszty - to jest to, o czym pisałam wcześniej. Ty nie rozumiesz czym są różne interpretacje danego utworu. Tobie się wydaje, że różne interpretacje powinny być ze sobą zgodne... Do Ciebie nawet nie dociera coś tak prostego, że w jednej interpretacji Rosemary jest chora psychicznie, a w drugiej nie jest. Ty uważasz, że ona powinna być chora lub zdrowa w obu interpretacjach. Innymi słowy, w ogóle nie rozumiesz co to znaczy, że dany utwór ma wiele interpretacji. Tak więc nie rozumiesz samych podstaw.

Usiłujesz jedną interpretację obalać podpierając się tym, że istnieje druga (według Ciebie jedyna) interpretacja. Kompletny brak logiki. Jeśli chcesz obalać daną interpretację, to wyłącznie podważając jej zgodność z treścią utworu. Różne interpretacje są niezależnymi od siebie spojrzeniami na dany utwór. Wymóg dla interpretacji, to pasowanie do całej treści utworu, którego ma być interpretacją. Twoje przeciwstawianie jednej interpretacji drugiej interpretacji nie ma sensu. Powtarzam Ci jeszcze raz rzecz podstawową - różne interpretacje będąc różnymi z założenia są od siebie inne, więc nie będą się ze sobą zgadzać.

I tak poza tym, to nikt dotychczas nie napisał, że ta najprostsza, najbardziej popularna dosłowna interpretacja ze spiskiem satanistów wykorzystujących _zdrową_psychicznie_ Rosemary jest błędna. Uroiłeś to sobie i zapamiętaj to jako dobry przykład urojenia, bo naprawdę by się przydało żebyś rozumiał sens chociaż niektórych terminów.

Co do Twojego opisu nadinterpretacji zupełnie z sufitu i nie na temat, przypominam, że napisałeś, że każdy film można zinterpretować jako utwór o chorym na schizofrenię czy ukazujący urojenia. Kiedy odpisałam Ci na to, żebyś tak zinterpretował "Ojca chrzestnego" zaczynasz pisać o nadinterpretacji. Pogubiłeś się kompletnie. Najpierw pisałeś o Twojej (nie mojej!) wizji, w której wszystko w filmie jest snem/halucynacją/urojeniem, ale urojeniem rozumianym jako halucynacja, czyli w ten sposób, że koleżanki Rosemary nie istnieją itd., co nijak nie pasuje jako nadinterpretacja czegoś, bo nadinterpretacja polega na dopatrywaniu się w utworze czegoś więcej niż tam jest, a według Ciebie jest to mylne spojrzenie na całość - nie coś dodatkowego - nie "nad" tylko całość błędnie. I pisząc o tej błędnej interpretacji (nie nadinterpretacji) stwierdziłeś, że tak można "zinterpretować" każdy film, a następnie stwierdzasz, że jednak nie, bo w ogóle to Ci chodziło o nadinterpretację, tylko że z tego, co piszesz widać, że nie rozumiesz również i tego terminu... Trudno jest rozmawiać z osobą, która nie rozumie aż tylu podstawowych terminów, a z zapałem ich używa.

Powtarzam, nadinterpretacja, to widzenie czegoś więcej niż, przynajmniej według szeregu osób, w danym utworze jest. Tyle, że jest to zawsze subiektywna ocena czy coś jest nadinterpretacją, czy interpretacją. Nadinterpretacja nie jest błędną interpretacją. I warto też by było zadać pytanie o to co w ogóle rozumiesz przez błędną interpretację? Dlatego że dane spojrzenie może być błędnie uważane za interpretację wtedy, gdy nie spełnia wymogów bycia interpretacją. Natomiast kiedy coś już nazywasz interpretacją, to znaczy to, że spełnia to owe wymogi. W tej dyskusji generalnie wychodzi na to, że upierasz się, że spojrzenie na "DR" jako na film o chorej na schizofrenię paranoidalną Rosemary nie jest interpretacją, czyli nie pasuje do treści tego filmu. Ja wiem, że Tobie mieszają się te wszystkie terminy, ale według Twoich wywodów, jeśli weźmie się pod uwagę faktyczne znaczenie używanych tutaj terminów, to chodzi Ci o to, że nie zgadzasz się, że można ten film tak zinterpretować, czyli nie zgadzasz się, że jest to jego interpretacja. Nadinterpretacja to co innego - staraj się rozumieć te słowa - tutaj jest to o tyle łatwe, że jest to "nad", które Ci powinno coś mówić oraz drugi człon "interpretacja", także wiele mówiący.
Jeśli nadal jest to dla Ciebie za trudne to może w ten sposób: nadinterpretacja jest nadbudówką - pójściem dalej - w danej interpretacji. W tej dyskusji tutaj jest mowa o dwóch różnych interpretacjach, a nie o pójściu za daleko w ramach jednej interpretacji.

@ "No i wychodzi, jaką kłamczuchą jesteś, bo zaprzeczasz sama sobie. Wystarczy wrócić do twoich poprzednich wynurzeń, żeby potwierdzić, gdy pisałaś o tym jak Rosemary uroiła sobie szantaż emocjonalny podczas kolacji (i widz też to miał zobaczyć)."

Problem polega ponownie na tym, że nie za bardzo rozumiesz co znaczy urojenie. Dla Ciebie to wyłącznie synonim halucynacji, natomiast urojeniem nazywa się też spaczone postrzeganie np. właśnie myślenie, że ktoś ma w stosunku do nas jakieś straszne zamiary, podczas gdy ten ktoś traktuje nas zupełnie normalnie i złych zamiarów nie ma. Można sobie uroić jakieś przekonania. Osoba z zaburzeniami psychicznymi zwykle postrzega daną sytuację inaczej niż osoba zdrowa. Nie musi mieć halucynacji. Przykładowo taka chora osoba może oglądać jakiś teleturniej i być przekonaną, że w tym teleturnieju przekazywane są jej jakieś rozkazy, może specyficznie z punktu widzenia osoby zdrowej (choć często jednak z pewną logiką) interpretować różne symbole, wydarzenia czy np. choćby reklamy. Te teleturnieje, reklamy czy ogólnie jakieś wydarzenia faktycznie zachodzą - istnieją w rzeczywistości - ale dla osoby chorej mają inny wydźwięk, inne znaczenie niż dla zdrowej i osoba chora może sobie np. roić, że ktoś wysyła jej wskazówki czy rozkazy przeznaczone konkretnie dla niej poprzez np. audycje w tv. Postaraj się to wreszcie zrozumieć. Będzie to urojenie, co nie znaczy, że ta audycja w tv nie istnieje. Postrzeganie osoby chorej jest zmienione. Ty natomiast masz te swoje proste wyobrażenia wszystkiego, że sądzisz, że skoro mowa o urojeniach, to chodzi wyłącznie o halucynacje i że wszystko, co widzimy w filmie nie dzieje się w rzeczywistości. I idąc tym swoim absurdalnym tokiem rozumowania usiłujesz mi wmawiać, że koleżanki na przyjęciu Rosemary czy/i całe to przyjęcie nie istnieją. Tak więc powtarzam, to jest Twój - kompletnie błędny - tok rozumowania. Nie mój. Nie Polańskiego.

@ "Narkotyk tu niczego nie zmienia."

Na jakiej zasadzie narkotyk niby ma nie zmieniać postrzegania?
W scenie, o której mowa w interpretacji ze spiskiem satanistów, Rosemary dostaje środek, który ma ją uśpić, ale ponieważ nie zjada całego deseru doznaje stanu półsnu. Można takiego stanu doświadczyć podczas operacji wykonywanych przy częściowym znieczuleniu. Osobiście miałam taką połowiczną narkozę przy operacji ręki - poza znieczuleniem samej ręki - miejscowym - dostałam też specyfik, który mnie nie uśpił, ale wprowadził w stan taki, że obrazy senne/wizje docierały do mnie mieszając się z tym, co mówili chirurdzy, czyli była to taka mieszanka jawy i snu/majaków/wizji. W takim stanie jest też właśnie Rosemary - nie do końca uśpiona, ale też nie do końca trzeźwa/przebudzona. Charakterystyczne jest w takim stanie właśnie to pomieszanie. Kiedy natomiast śni się sen to niezależnie na ile dziejące się w nim wydarzenia mają charakter podobny do tych znanych z jawy, czy też są bardzo "odleciane", to jednak układają się w jakiś ciąg wzajemnie powiązanych. W śnie przeżywa się pewną historię, kolejne wydarzenia wynikają z poprzednich. Nie ma bezładnej mieszaniny jak to ma miejsce w przypadku tego, co się widzi i odczuwa będąc pod wpływem środka usypiającego, który nie działa do końca i zawiesza nas na granicy snu i jawy. Tak więc Twoje twierdzenie, że narkotyk niczego tu nie zmienia, jest całkowicie błędne, bo jest on kluczowy dla tego jak wyglądają doznania Rosemary i co w związku z tym widzimy w filmie.
Można też zwrócić uwagę np. na scenę, w której Rosemary bliska porodu usiłuje uciec przed satanistami, która to scena przedstawia wydarzenia dziejące się w rzeczywistości (w obu interpretacjach, oczywiście), a ukazana jest w sposób bardzo odrealniony (co zresztą oczywiście jest jak najbardziej na miejscu, bo w stanach silnego stresu postrzeganie też jest bardzo zmienione). Tak więc proponowany przez Ciebie sposób rozpoznawania tego czy dana scena pokazuje rzeczywistość czy majaki/sen - rozpoznawania na podstawie sposobu jej sfilmowania i ukazania widzowi absolutnie się nie sprawdza.

@ "Dokładnie, a twoja nie pasuje, głównie ze względu na formę zakończenia, która, jak udowodniłem, nie może być formą snu, a nie różni się od innych scen z życia Rosemary. Gdy doda się do tego całe spektrum trudnych do zaakceptowania zbiegów okoliczności, to taka interpretacja staje się zwykłą nadinterpretacją."

Nadal niczego nie udowodniłeś. Po prostu powtarzasz, że nie zgadzasz się na to by możliwe były dwie interpretacje. I tyle. A ponieważ rzeczywiście nie masz jak udowodnić, że interpretacja z chorą psychicznie Rosemary nie pasuje do filmu, to możesz jedynie twierdzić, że ta interpretacja po prostu do Ciebie nie przemawia. To jest prawda i tyle powinno Ci wystarczać.

I powtarzam jeszcze raz, jeśli upierasz się, że dane spojrzenie na film nie pasuje do całości tego filmu, to twierdzisz, że nie jest interpretacją, a nie że jest nadinterpretacją. Używaj słów zgodnie z ich znaczeniem.

ocenił(a) film na 9
Eleonora

Ech, no widzisz , Eleonora, choćby i sam Polański się tu pojawił nagle i wprost powiedział, że jego filmowym zamysłem była dwuznaczność interpretacji, i tak niektórzy powiedzieliby, że mówi bzdury, bo oni wiedzą lepiej. :D

ocenił(a) film na 10
Diana

Bo to widzisz jest taka "logika" :D

ocenił(a) film na 7
Gordon Geko

Sorry ale jak oburza cię, że ktoś interpretuje dany film tak, a nie inaczej to chyba mamy inny obraz sztuki jako takiej. "Nie dociera", "ale to do nich nie trafia"... co to są za sformufowania ? Niech każdy sam decyduje o tym jak interpretuje film. Sztuka nigdy nie jest jednokierunkowa, każdy odbiera ją inaczej. Tyle w temacie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones